Księga Życia - Strona 28 z 43 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Księga Życia

parallax background
fot. rtve.es

 

Rozdział XXVI



Dalszy ciąg o tej materii. – O niektórych, jakie miała zdarzeniach, dzięki którym do reszty znikły jej obawy, a utwierdziła się w niej pewność, że mowy, które w sobie słyszy, są sprawą dobrego ducha.

1. Odwagę, którą Pan mi dał przeciw czartom, uważam sobie za jedną z największych łask, jakie od Niego otrzymałam. Bo mieć serce zajęcze i bać się wszystkiego, oprócz jednej tylko obrazy Bożej, jest to rzecz w najwyższym stopniu niewłaściwa i szkodliwa, skoro mamy takiego nad sobą Króla, tak potężnego i takiego wielkiego Pana, który wszystko może i wszystko stworzenie Jemu jest poddane. Kto chodzi w prawdzie przed Jego Boskim Majestatem i czyste ma sumienie, ten – jak mówiłam – nie ma się czego lękać. Dlatego, powtarzam, cała bojaźń i wszystkie nasze obawy do tego jednego powinny zmierzać, byśmy w niczym, ani w najmniejszej rzeczy nie obrazili Tego, który w każdej chwili ma moc nas zniszczyć. Ale jeśli On łaskawie na nas spogląda, nie ma tak groźnego wroga, który by mógł nam zaszkodzić, który by nie musiał przed Nim się ukorzyć. Może, kto powie: Prawda, ale mimo to jednak boję się, bo czyja dusza będzie tak prawa, by we wszystkim podobała się Bogu? Pewnie nie moja, tak nędzna i niepożyteczna, i pełna wszelkich niedostatków. Bóg jednak nie tak bezwzględnie obchodzi się ze swymi dłużnikami, jak to czynią ludzie. Zna On ułomność naszą. A przy tym i dusza takimi łaskami obdarzona, mimo całej swojej nędzy, widzi w sobie bardzo poważne znaki, po których może poznać, że prawdziwie miłuje Boga. W tych, bowiem, które wstąpiły na ten stopień i doszły do tego stanu, miłość już nie pozostaje w ukryciu, jak bywa w początkach, ale objawia się w niepowstrzymanych uniesieniach i pragnieniach oglądania Boga, jak o tym w dalszym ciągu powiem, a częściowo już wyżej mówiłam. Wszystko dla nich jest uprzy-krzemem, utrapieniem i umęczeniem, cokolwiek nie jest z Bogiem albo dla Boga. Nie ma na tej ziemi odpocznienia, które by im nie ciężyło, bo widzą siebie daleko od Tego, który sam jest prawdziwym ich odpocznieniem. Po takich znakach, jak mówiłam, poznaje się jasno, że miłość jest nie udawana, ale prawdziwa.

2. Pewnego razu, gdy z powodu jednej sprawy, o której w swoim czasie opowiem, wielki cierpiałam ucisk i szemranie, nie tylko ze strony miasta, w którym mieszkam, ale i od same-go Zakonu, i mając wiele powodów do niepokoju ciężko byłam strapiona. Pan rzekł do mnie: Czego się lękasz? Czy nie wiesz, że jestem wszechmogący? Ja dotrzymam, co ci obiecałem. Później tak też się stało. Po tych słowach natychmiast takie w sobie poczułam męstwo, że nie tylko w tej sprawie, o którą wówczas chodziło, najmniejszego już nie miałam wahania, ale i gotowa byłam, zdaje mi się, choćby mnie to więcej jeszcze utrapień kosztować miało, dalsze jeszcze i nowe dzieła dla Jego służby przedsięwziąć i z nową odwagą ofiarowałam się na wszelkie dla Niego cierpienia. Podobne słowa słyszałam od Pana tak często, iż zliczyć ich nie zdołam, ile razy to się powtórzyło. Często także Pan upominał mnie i gromił, mianowicie, gdy ulegałam jakimś niedoskonałościom. Słowa Jego wówczas taką mają siłę i grozę, że zdolne są duszę w proch zetrzeć. Zarazem jednak niosą one i poprawę, bo – jak już mówiłam – wraz z radą i upomnieniem Pan podaje i lekarstwo. Czasem znowu przypomina mi moje przeszłe grzechy, zwłaszcza, gdy chce mi użyczyć jakiej szczególnej łaski. Dusza wówczas ma to uczucie, jak gdyby już naprawdę stała przed trybunałem strasznego Sądu i prawda z taką jasnością staje jej przed oczyma, że zawstydzona i przerażona, nie wie, gdzie się podziać. Nieraz także Pan przestrzegał mnie przed niebezpieczeństwami, grożącymi mnie albo innym i wiele innych rzeczy przepowiedział na trzy albo cztery lata naprzód, i wszystkie się sprawdziły. Niektóre z nich będę mogła wymienić. Tyle zatem mam znaków, zapewniających mnie, iż mowy, które w sobie słyszę, pochodzą od Boga, że nie możliwe, zdaje mi się, bym tego nie widziała.

3. Wszakże nad wszystkie te znaki jedna jest droga najbezpieczniejsza (i jej się trzymam, i bez niej nie miałabym spokoju, i niedobrze byłoby, gdybyśmy bez niej go miały, my, zwłaszcza niewiasty, nie posiadające dostatecznej nauki), tym bardziej, że droga ta nikomu nie może zaszkodzić, a pożytki z niej wielkie. Pan sam mi ją wskazał, po wiele razy zalecając mi, bym nie zaniechała nigdy otwierać całej swojej duszy przed spowiednikiem mającym światło i naukę, i mówić mu o łaskach, jakie Pan mi czyni, i słuchać go. Miałam spowiednika, który mnie na wszelki sposób umartwiał, nieraz ciężkie mi zadawał utrapienia i przenikliwy sprawiał w duszy ból, z czego wielkie miewałam niepokoje, a przecież on właśnie najwięcej, zdaje mi się, przyczynił do postępu mojej duszy. Choć kochałam go bardzo, nieraz jednak przychodziła mi pokusa opuścić go, bo zdawało mi się, że walki wewnętrzne, jakie we mnie wzniecał, przeszkadzają mi w modlitwie. Otóż, ile razy ulegając tej pokusie, takie uczyniłam postanowienie, tejże chwili słyszałam głos zabraniający mi, bym tego nie czyniła i gromiący mnie w sposób nierównie boleśniejszy, niż wszystko, co od spowiednika cierpiała. Zdarzało się, że prawie już ustawałam pod takim podwójnym uciskiem: z jednej strony męczarnia, z drugiej ostra nagana i wyrzuty. Ale tego mi było potrzeba dla skruszenia niepokornej jeszcze mojej woli. Pewnego razu rzekł mi Pan, że nie mam prawdziwego posłuszeństwa, jeśli nie jestem gotowa cierpieć. Gdy postawię sobie przed oczy, co On wycierpiał, to wszystko stanie mi się łatwe.

4. Przedtem kiedyś inny spowiednik, u którego spowiadałam się z początku, dawał mi radę, bym mając już pewność, że te rzeczy są z dobrego ducha, milczała i nikomu o nich nie mówiła, ponieważ lepiej takie rzeczy trzymać w ukryciu. Rada nie wydawała mi się zła, zwłaszcza że ile razy przychodziło mi wyznawać te łaski przed spowiednikiem, tak głęboko nad tym cierpiałam i takie czułam zawstydzenie, że nieporównywalnie łatwiej byłoby mi wyznawać grzechy ciężkie. Czułam również takie zawstydzenie, gdy to były jakieś wielkie i nadzwyczajne łaski. Zdawało mi się, że nie uwierzą, że wyśmieją mnie. Widziałam w tym jakby brak poszanowania dla cudownych spraw Bożych i tak żywo czułam to wszystko, że wolałabym milczeć. Ale byłam w błędzie. Wówczas też zaraz usłyszałam głos Pański, mówiący mi, że bardzo źle mi doradzał ów spowiednik, że nigdy niczego nie powinnam ukrywać przed duchownym swoim przewodnikiem, ponieważ na tej szczerości polega moje bezpieczeństwo, a czyniąc przeciwnie nieraz mogłabym ulec złudzeniu i zbłądzić.

5. Ile razy zdarzyło się, że Pan mi dał jaki rozkaz na modlitwie, a spowiednik potem przykazał mi rzecz przeciwną, Pan zawsze zalecał mi, bym słuchała spowiednika. Ale zarazem boską swoją mocą odmieniał jego umysł, że potem sam kazał czynić to samo, czego Pan żądał ode mnie. Pewnego razu, gdy zabrano nam różne książki w języku kastylijskim i zakazano je czytać, z czego miałam wielką przykrość, bo niektóre z tych książek chętnie czytywałam, a pisanych po łacinie, nie znając tego języka, czytać nie mogłam. Pan rzekł do mnie: – Nie martw się. Ja tobie dam księgę żywą. Nie mogłam zrozumieć, co by znaczyły te słowa, bo jeszcze wówczas widzeń nie miałam, ale wkrótce, kilka dni potem dobrze je zrozumiałam. Bo tyle znalazłam przedmiotu do rozmyślania i do zatapiania się w tym, co oglądałam i z taką miłością Pan mną się zajął, w różny sposób mnie nauczając, że książek już rzadko kiedy albo wcale nie potrzebowałam. On sam w boskiej łaskawości swojej był mi prawdziwą księgą, w której widziałam zapisane Jego prawdy. Błogosławiona ta księga, z której pozostaje w duszy poznanie, tak głęboko wyryte, co czytać, co czynić powinna, iż tego, co poznała, zapomnieć nie może! Któż by, widząc Pana okrytego ranami, znękanego smutkiem, cierpiącego prześladowania, nie pragnął uczestnictwa w tych Jego cierpieniach, nie umiłował i nie pożądał Jego krzyża? Kto ujrzawszy jeden promyczek tej chwały, którą On przygotował tym, którzy Mu służą, nie uzna, że niczym jest wszystko, cokolwiek uczynił albo wycierpieć może, mając nadzieję takiej nagrody? Kto, mając przed oczyma męki potępionych, nie uzna w porównaniu z nimi za rozkosz wszystkie bóle i męki tego życia i nie poczuje, ile jest winien Panu, który go tyle razy wybawił od tego miejsca wiecznej rozpaczy?

6. Są to rzeczy, o których za łaską Bożą później jeszcze będzie mowa. Teraz, więc wracam do dalszego opisu swego życia. O, gdybym umiała jasno wytłumaczyć te rzeczy, o których tu mówiłam. Kto ma w nich doświadczenie, ten sądzę, mnie zrozumie i uzna, że umiałam się wyrazić z dokładnością. Kto tego doświadczenia nie ma, temu nie będę się dziwiła, jeśli to wszystko uzna za brednie. To jedno już dostatecznie go wytłumaczy, że ja to pisałam i takiego sądu jego o mnie i o mojej pracy ja pewno nie wezmę mu za złe. O to tylko Pana proszę, bym z łaski Jego zdołała we wszystkim wypełnić Jego wolę, amen.

 

Rozdział XXVI



Dalszy ciąg o tej materii. – O niektórych, jakie miała zdarzeniach, dzięki którym do reszty znikły jej obawy, a utwierdziła się w niej pewność, że mowy, które w sobie słyszy, są sprawą dobrego ducha.

1. Odwagę, którą Pan mi dał przeciw czartom, uważam sobie za jedną z największych łask, jakie od Niego otrzymałam. Bo mieć serce zajęcze i bać się wszystkiego, oprócz jednej tylko obrazy Bożej, jest to rzecz w najwyższym stopniu niewłaściwa i szkodliwa, skoro mamy takiego nad sobą Króla, tak potężnego i takiego wielkiego Pana, który wszystko może i wszystko stworzenie Jemu jest poddane. Kto chodzi w prawdzie przed Jego Boskim Majestatem i czyste ma sumienie, ten – jak mówiłam – nie ma się czego lękać. Dlatego, powtarzam, cała bojaźń i wszystkie nasze obawy do tego jednego powinny zmierzać, byśmy w niczym, ani w najmniejszej rzeczy nie obrazili Tego, który w każdej chwili ma moc nas zniszczyć. Ale jeśli On łaskawie na nas spogląda, nie ma tak groźnego wroga, który by mógł nam zaszkodzić, który by nie musiał przed Nim się ukorzyć. Może, kto powie: Prawda, ale mimo to jednak boję się, bo czyja dusza będzie tak prawa, by we wszystkim podobała się Bogu? Pewnie nie moja, tak nędzna i niepożyteczna, i pełna wszelkich niedostatków. Bóg jednak nie tak bezwzględnie obchodzi się ze swymi dłużnikami, jak to czynią ludzie. Zna On ułomność naszą. A przy tym i dusza takimi łaskami obdarzona, mimo całej swojej nędzy, widzi w sobie bardzo poważne znaki, po których może poznać, że prawdziwie miłuje Boga. W tych, bowiem, które wstąpiły na ten stopień i doszły do tego stanu, miłość już nie pozostaje w ukryciu, jak bywa w początkach, ale objawia się w niepowstrzymanych uniesieniach i pragnieniach oglądania Boga, jak o tym w dalszym ciągu powiem, a częściowo już wyżej mówiłam. Wszystko dla nich jest uprzy-krzemem, utrapieniem i umęczeniem, cokolwiek nie jest z Bogiem albo dla Boga. Nie ma na tej ziemi odpocznienia, które by im nie ciężyło, bo widzą siebie daleko od Tego, który sam jest prawdziwym ich odpocznieniem. Po takich znakach, jak mówiłam, poznaje się jasno, że miłość jest nie udawana, ale prawdziwa.

2. Pewnego razu, gdy z powodu jednej sprawy, o której w swoim czasie opowiem, wielki cierpiałam ucisk i szemranie, nie tylko ze strony miasta, w którym mieszkam, ale i od same-go Zakonu, i mając wiele powodów do niepokoju ciężko byłam strapiona. Pan rzekł do mnie: Czego się lękasz? Czy nie wiesz, że jestem wszechmogący? Ja dotrzymam, co ci obiecałem. Później tak też się stało. Po tych słowach natychmiast takie w sobie poczułam męstwo, że nie tylko w tej sprawie, o którą wówczas chodziło, najmniejszego już nie miałam wahania, ale i gotowa byłam, zdaje mi się, choćby mnie to więcej jeszcze utrapień kosztować miało, dalsze jeszcze i nowe dzieła dla Jego służby przedsięwziąć i z nową odwagą ofiarowałam się na wszelkie dla Niego cierpienia. Podobne słowa słyszałam od Pana tak często, iż zliczyć ich nie zdołam, ile razy to się powtórzyło. Często także Pan upominał mnie i gromił, mianowicie, gdy ulegałam jakimś niedoskonałościom. Słowa Jego wówczas taką mają siłę i grozę, że zdolne są duszę w proch zetrzeć. Zarazem jednak niosą one i poprawę, bo – jak już mówiłam – wraz z radą i upomnieniem Pan podaje i lekarstwo. Czasem znowu przypomina mi moje przeszłe grzechy, zwłaszcza, gdy chce mi użyczyć jakiej szczególnej łaski. Dusza wówczas ma to uczucie, jak gdyby już naprawdę stała przed trybunałem strasznego Sądu i prawda z taką jasnością staje jej przed oczyma, że zawstydzona i przerażona, nie wie, gdzie się podziać. Nieraz także Pan przestrzegał mnie przed niebezpieczeństwami, grożącymi mnie albo innym i wiele innych rzeczy przepowiedział na trzy albo cztery lata naprzód, i wszystkie się sprawdziły. Niektóre z nich będę mogła wymienić. Tyle zatem mam znaków, zapewniających mnie, iż mowy, które w sobie słyszę, pochodzą od Boga, że nie możliwe, zdaje mi się, bym tego nie widziała.

3. Wszakże nad wszystkie te znaki jedna jest droga najbezpieczniejsza (i jej się trzymam, i bez niej nie miałabym spokoju, i niedobrze byłoby, gdybyśmy bez niej go miały, my, zwłaszcza niewiasty, nie posiadające dostatecznej nauki), tym bardziej, że droga ta nikomu nie może zaszkodzić, a pożytki z niej wielkie. Pan sam mi ją wskazał, po wiele razy zalecając mi, bym nie zaniechała nigdy otwierać całej swojej duszy przed spowiednikiem mającym światło i naukę, i mówić mu o łaskach, jakie Pan mi czyni, i słuchać go. Miałam spowiednika, który mnie na wszelki sposób umartwiał, nieraz ciężkie mi zadawał utrapienia i przenikliwy sprawiał w duszy ból, z czego wielkie miewałam niepokoje, a przecież on właśnie najwięcej, zdaje mi się, przyczynił do postępu mojej duszy. Choć kochałam go bardzo, nieraz jednak przychodziła mi pokusa opuścić go, bo zdawało mi się, że walki wewnętrzne, jakie we mnie wzniecał, przeszkadzają mi w modlitwie. Otóż, ile razy ulegając tej pokusie, takie uczyniłam postanowienie, tejże chwili słyszałam głos zabraniający mi, bym tego nie czyniła i gromiący mnie w sposób nierównie boleśniejszy, niż wszystko, co od spowiednika cierpiała. Zdarzało się, że prawie już ustawałam pod takim podwójnym uciskiem: z jednej strony męczarnia, z drugiej ostra nagana i wyrzuty. Ale tego mi było potrzeba dla skruszenia niepokornej jeszcze mojej woli. Pewnego razu rzekł mi Pan, że nie mam prawdziwego posłuszeństwa, jeśli nie jestem gotowa cierpieć. Gdy postawię sobie przed oczy, co On wycierpiał, to wszystko stanie mi się łatwe.

4. Przedtem kiedyś inny spowiednik, u którego spowiadałam się z początku, dawał mi radę, bym mając już pewność, że te rzeczy są z dobrego ducha, milczała i nikomu o nich nie mówiła, ponieważ lepiej takie rzeczy trzymać w ukryciu. Rada nie wydawała mi się zła, zwłaszcza że ile razy przychodziło mi wyznawać te łaski przed spowiednikiem, tak głęboko nad tym cierpiałam i takie czułam zawstydzenie, że nieporównywalnie łatwiej byłoby mi wyznawać grzechy ciężkie. Czułam również takie zawstydzenie, gdy to były jakieś wielkie i nadzwyczajne łaski. Zdawało mi się, że nie uwierzą, że wyśmieją mnie. Widziałam w tym jakby brak poszanowania dla cudownych spraw Bożych i tak żywo czułam to wszystko, że wolałabym milczeć. Ale byłam w błędzie. Wówczas też zaraz usłyszałam głos Pański, mówiący mi, że bardzo źle mi doradzał ów spowiednik, że nigdy niczego nie powinnam ukrywać przed duchownym swoim przewodnikiem, ponieważ na tej szczerości polega moje bezpieczeństwo, a czyniąc przeciwnie nieraz mogłabym ulec złudzeniu i zbłądzić.

5. Ile razy zdarzyło się, że Pan mi dał jaki rozkaz na modlitwie, a spowiednik potem przykazał mi rzecz przeciwną, Pan zawsze zalecał mi, bym słuchała spowiednika. Ale zarazem boską swoją mocą odmieniał jego umysł, że potem sam kazał czynić to samo, czego Pan żądał ode mnie. Pewnego razu, gdy zabrano nam różne książki w języku kastylijskim i zakazano je czytać, z czego miałam wielką przykrość, bo niektóre z tych książek chętnie czytywałam, a pisanych po łacinie, nie znając tego języka, czytać nie mogłam. Pan rzekł do mnie: – Nie martw się. Ja tobie dam księgę żywą. Nie mogłam zrozumieć, co by znaczyły te słowa, bo jeszcze wówczas widzeń nie miałam, ale wkrótce, kilka dni potem dobrze je zrozumiałam. Bo tyle znalazłam przedmiotu do rozmyślania i do zatapiania się w tym, co oglądałam i z taką miłością Pan mną się zajął, w różny sposób mnie nauczając, że książek już rzadko kiedy albo wcale nie potrzebowałam. On sam w boskiej łaskawości swojej był mi prawdziwą księgą, w której widziałam zapisane Jego prawdy. Błogosławiona ta księga, z której pozostaje w duszy poznanie, tak głęboko wyryte, co czytać, co czynić powinna, iż tego, co poznała, zapomnieć nie może! Któż by, widząc Pana okrytego ranami, znękanego smutkiem, cierpiącego prześladowania, nie pragnął uczestnictwa w tych Jego cierpieniach, nie umiłował i nie pożądał Jego krzyża? Kto ujrzawszy jeden promyczek tej chwały, którą On przygotował tym, którzy Mu służą, nie uzna, że niczym jest wszystko, cokolwiek uczynił albo wycierpieć może, mając nadzieję takiej nagrody? Kto, mając przed oczyma męki potępionych, nie uzna w porównaniu z nimi za rozkosz wszystkie bóle i męki tego życia i nie poczuje, ile jest winien Panu, który go tyle razy wybawił od tego miejsca wiecznej rozpaczy?

6. Są to rzeczy, o których za łaską Bożą później jeszcze będzie mowa. Teraz, więc wracam do dalszego opisu swego życia. O, gdybym umiała jasno wytłumaczyć te rzeczy, o których tu mówiłam. Kto ma w nich doświadczenie, ten sądzę, mnie zrozumie i uzna, że umiałam się wyrazić z dokładnością. Kto tego doświadczenia nie ma, temu nie będę się dziwiła, jeśli to wszystko uzna za brednie. To jedno już dostatecznie go wytłumaczy, że ja to pisałam i takiego sądu jego o mnie i o mojej pracy ja pewno nie wezmę mu za złe. O to tylko Pana proszę, bym z łaski Jego zdołała we wszystkim wypełnić Jego wolę, amen.