O tym ostatnim stopniu modlitwy dalszy ciąg i zakończenie. – Cierpienia duszy wyniesionej na ten stopień, a zmuszonej wrócić znowu do życia na świecie; jakim światłem Pan ją oświeca ku poznaniu obłudnych ponęt świata. – Jest to ważna nauka.
1. Kończąc, co zaczęłam mówić o tym przedmiocie, dodam jeszcze, że zgoda duszy nie jest tu potrzebna. Zgodziła się z góry na wszystko, wie, że dobrowolnie się oddała w ręce Pana i że Go oszukać nie może, bo On wie wszystko. Nie jest to taki stosunek, jaki bywa na tym świecie, gdzie życie pełne jest fałszu i obłudy. Sądzisz, że już pozyskałeś sobie czyjąś życzliwość, jak on sam ci się z nią oświadcza, aż niebawem przekonujesz się, że wszystko to było kłamstwem. Trudno doprawdy żyć wśród takich szalbierstw i matactw, zwłaszcza, jeśli jeszcze przyplącze się do tego, choć w najmniejszej części własny interes. Szczęśliwa ta dusza, którą Pan porywa do siebie, aby poznała prawdę! O, jakiż to byłby szczęśliwy stan dla królów! Jakże o wiele pożyteczniej byłoby im starać się o dojście do niego, niż myśleć o nowych zdobyczach i rozszerzeniu swego panowania! Jaką sprawiedliwością i dobrym rządem cieszyłoby się królestwo! Ilu by się nieszczęściom zapobiegło, ilu już klęsk tacy królowie byliby oszczędzili światu! Na tym szczycie stanąwszy, już się człowiek nie lęka życie i cześć stracić dla miłości Boga. Jakie to wielkie błogosławieństwo, gdy tak złączony jest z Bogiem ten, który więcej niż wszyscy jego poddani obowiązany jest mieć na celu chwałę Pańską i winien królewski przykład dawać tym, którzy podlegają jego rozkazom! Za jedno w najmniejszym punkcie rozszerzenie wiary, za jedno choć w części jakiej oświecenie heretyków, gotów by tysiąc razy królestwo swoje utracić i słusznie, bo z większym nieporównanie niż taka strata zyskiem nabyłby za to królestwo, które nie ma końca, którego szczęśliwości, gdy choć jedną kroplę dusza zakosztuje, wszystkie rzeczy tego świata jej brzydną. Cóż dopiero będzie, gdy cała się zanurzy w tych zdrojach błogosławionych?
2. O Panie! Gdybyś mi użyczył takiej mądrości i siły, bym umiała głosem wielkim oznajmić wszystkim te rzeczy, chociażby mi nie uwierzyli, tak jak nie wierzą wielu innym, którzy inaczej i lepiej niż ja wyrazić to umieją, mnie przynajmniej i gorącej żądzy mojej stałoby się zadość. Życie samo, zdaje mi się, oddałabym w ofierze, gdybym mogła, choć jedną z tych prawd podać ludziom do zrozumienia. Nie wiem wprawdzie, co bym uczyniła, gdyby przyszło do tego, bo ufać sobie nie mogę. Choć taką jestem, tak wielki czuję w sobie zapał do wypowiedzenia tego, tym, którzy mi pisać kazali, że od gwałtowności jego prawie życie we mnie ustaje. Nic więcej uczynić nie mogąc, do Ciebie, Panie, zwracam się, prosząc o pomoc i ratunek na to wszystko. Ty wiesz, Panie, że ochotnym sercem wyrzekłabym się tych łask, które mi uczyniłeś, bylebym pozostała w stanie łaski Twojej i Ciebie nie obrażała, a ustąpiłabym ich królom. Wiem, bowiem, że wtedy nie pozwalaliby na wiele rzeczy, na które teraz pozwalają i by za otrzymaniem takich łask, największe dobra na nich nie spłynęły.
3. O Boże mój! Daj im zrozumienie swoich obowiązków, i co Tobie są winni, kiedy ich tak wywyższyłeś, iż nie tylko za życia chcesz, aby wyobrażali na tej ziemi łaskawość Twoją, ale i śmierć niejednego z nich, jak słyszałam, znakami z nieba wsławiłeś, o czym nie mogę wspomnieć bez pobożnego wzruszenia. Oznajmiasz im tym sposobem, Królu mój, jak dalece powinni Cię naśladować w swoim życiu, kiedy ich śmierć podobnymi poniekąd zaznaczasz znakami z nieba, jakie się działy, gdyś Ty umierał.
4. Wielka może moja śmiałość, że się odważam takie rzeczy mówić. Jeśli wasza miłość tak sądzi, niech podrze, co napisałam. Ale bądź tego pewny, że gdybym mogła stanąć przed ich oczyma i gdybym mogła się spodziewać, że mnie posłuchają, więcej jeszcze i śmielej mówiłabym do nich, bo bardzo gorąco Bogu ich polecam i pragnęłabym, aby Bóg mnie wysłuchał, chociażby kosztem ofiary mego życia, co byłoby małą stratą w zamian za wielki zysk. I tak często wielka mnie ogarnia tęsknota za śmiercią. Bo i komu nie przykrzyłoby się to życie, gdy widzi na oczy te wielkie omamienia i ułudy, w jakie tu chodzimy uwikłani i tę ciężką ślepotę, która nam oczy zasłania?
5. Dusza, gdy stanie na tej wysokości, nie tylko pragnie wielkie rzeczy czynić dla Boga, ale i siły nabywa z Jego boskiej łaskawości, aby swoje pragnienia mogła do skutku doprowadzić. I nie ma rzeczy, której by, skoro uzna w niej sposób służenia Bogu, od razu się nie chwyciła. A przecież wszystko to czyniąc, w przekonaniu swoim nic nie czyni, bo – jak mówiłam – jasno to widzi, że oprócz podobania się Bogu, wszystko inne jest niczym. Najboleśniejsze jest to, że takim stworzeniom niepożytecznym, jakim ja jestem, nie nadarzają się podobne sposobności do uczynienia czegoś dla chwały i upodobania Bożego. Zlituj się nade mną, Boże mój! Niech, przyjdzie kiedy ten czas, bym zdołała Ci spłacić, choć jaki grosz z tego wielkiego długu, który Ci jestem winna. Sam zrządź, o Panie, jak zechcesz i podaj sposób, aby Ci w czymkolwiek mogła usłużyć Twoja służebnica. Były przecież takie, podobnie jak ja niewiasty, które dla Twojej miłości spełniały bohaterskie czyny. Ja nic więcej nie umiem, tylko mówić i dlatego nie chcesz, Boże mój, użyć mnie do czynu. Cała moja służba kończy się na słowach i pragnieniach, a i do nich nie mam śmiałości i swobody, bo może nie umiałabym żadnego z nich wykonać. Umocnij Ty, moją duszę i uczyń ją najpierw sposobną, o Dobro nad wszelkie dobra, o mój Jezu, a potem szybko daj sposoby, bym mogła, co uczynić dla Ciebie, bym już nie cierpiała tej ciągłej męki, że tyle biorę, a nic w zamian nie oddaję. Cokolwiek by mnie kosztować miało, nie dopuszczaj, bym dalej tak stała przed Tobą z pustymi rękami, bo taka będzie zapłata, jakie były uczynki. Oto masz moje życie, oto masz moją cześć, oto masz moją wolę – wszystko Tobie oddałam. Twoja jestem, rozporządzaj mną według swojej woli. Znam dobrze, Panie mój, swoją nieudolność, ale z Tobą złączona, podniesiona na tę wysoką wieżę, z której widzi się prawdę, wszystko zdołam uczynić, póki Ty ze mną jesteś. Lecz jeślibyś mnie, choć na chwilę tylko opuścił, pójdę znowu tą drogą, którą szłam, drogą wiodącą do piekła.
6. O, co się dzieje w duszy, gdy z tego szczytu, na którym siebie widzi pozostawioną, musi znowu wrócić do powszednich spraw i rozmów ludzkich, być świadkiem i widzem, smutnej komedii tego życia, tracić czas na zaspokojenie potrzeb ciała, na jedzenie, na spanie! Wszystko to jej ciąży, chętnie by uciekła od wszystkiego, a widzi siebie zakutą w kajdany i zatrzymaną w więzieniu. Czuje wtedy naprawdę niewolę, w jakiej nas trzyma ciało i całą nędzę tego życia. Rozumie, jak słusznie święty Paweł błagał Boga o wyzwolenie z tej niewoli. Woła z Apostołem i prosi Boga o wyzwolenie z tego ciała śmiertelnego. Chociaż to sprzykrzenie sobie życia i jego nędz, jak nieraz mówiłam, powstaje już i na poprzednich stopniach modlitwy, tu jednak nabiera ono takiej siły i gwałtowności, iż dusza chciałaby wyskoczyć z ciała dla zdobycia sobie tej wolności, na którą jeszcze jej nie puszczają. Żyje jakby zaprzedana w niewolę na obcej ziemi. Ale najwięcej ją boli, to, że mało znajduje takich, którzy by z nią cierpieli nad tym wygnaniem i pragnęli wyzwolenia. Przeciwnie, prawie wszyscy kochają to życie i pragną żyć jak najdłużej. O, gdybyśmy umieli nie przywiązywać się do niczego i nie pokładać swego zadowolenia w rzeczach ziemskich, jak mocno wówczas bolelibyśmy nad tym oddaleniem się od Boga, w jakim tu żyjemy. Jak skutecznie pożądanie wesela i życia prawdziwego uśmierzałoby w nas strach śmierci!
7. Nieraz się nad tym zastanawiam: jeśli ja taka nędzna, przy tak oziębłej swojej miłości, przy tak niepewnej nadziei, gdyż na nią nie zasłużyłam uczynkiem, prawdziwego wesela w wieczności, przecież dzięki temu światłu, którego Pan mi użyczył, tak mocno częstokroć cierpię nad tym, że jeszcze zatrzymana jestem na tym wygnaniu – cóż dopiero czuć muszą i jak boleć Święci? Co musiało się dziać w duszy św. Pawła, Magdaleny i innych im podobnych, w których tak potężnie płonął ogień miłości Bożej? Musiało to być jedno nieustające męczeństwo. Jedyną zdaje mi się rzeczą, która mi przynosi niejaką ulgę i ochłodę, jest obcowanie z duszami, w których podobne znajduję pragnienia. Pragnienia, mówię, objawiające się w uczynkach. W uczynkach, powtarzam, bo są i takie, którym się zdaje, że są oderwane od wszystkiego i za takie się podają, i w rzeczy samej takimi być powinny, jak tego wymaga ich stan i długie lata, które niejednej z nich już upłynęły, odkąd pierwsze zrobiła kroki na drodze doskonałości. Ale dusza na tym stopniu, o którym tu mówię, z Bogiem złączona, od razu i z daleka poznaje, które z nich to doskonałe wyrzeczenie się wszystkiego mają tylko na ustach i w słowach, a które słowa już potwierdziły uczynkiem. Dobrze, bowiem widzi słaby postęp tamtych, a wielkie postępy tych drugich. Kto ma doświadczenie w tych rzeczach, jasno to widzi i z łatwością rozpozna.
8. Mówiłam o skutkach, jakie sprawiają zachwycenia, jeśli są z ducha Bożego. Skutki te wprawdzie mogą być większe albo mniejsze. Mniejsze bywają w początkach, bo choć i wówczas skutki te są rzeczywiste i te same, ale iż jeszcze nie są stwierdzone uczynkiem, dusza ich jeszcze w sobie nie doświadcza i sama o tym nie wie, że je posiada. Doskonałość rośnie stopniowo. Nim dusza dojdzie do zupełnej czystości wewnętrznej i zatrze wszelkie ślady pajęczyn, które ją szpeciły, musi koniecznie upłynąć nieco czasu. A w miarę jak rośnie w niej miłość i pokora, coraz też większą woń wydają te kwiaty cnót i dla niej, i dla innych. Ale prawdą jest i to, że jednym już zachwyceniem Pan takie może w duszy zdziałać skutki, iż mało z jej strony pozostanie do uczynienia, aby osiągnęła doskonałość. Bo tej hojności łask, jakie Pan tu wylewa na duszę, nikt nie zrozumie ani uwierzy, kto tego sam nie doświadczył. Są to rzeczy, których zdaniem moim, żadną, choćby największą swoją pilnością osiągnąć nie zdołamy. Nie mówię, by dusza przy pomocy łaski Bożej i własnym długoletnim staraniem, idąc coraz wyżej stopniami wskazanymi przez tych, którzy pisali o modlitwie wewnętrznej, o początkach i dalszych jej postępach, nie mogła, choć z wielkim trudem, dojść do doskonałości i wysokiego oderwania się od rzeczy tego świata. Ale nie dzieje się to w tak krótkim czasie i tak bez żadnego naszego przyczynienia się, jak to Pan czyni tutaj, stanowczo i ostatecznie odrywając duszę od ziemi i dając jej panowanie nad wszystkim, co na niej jest, chociażby w tej duszy nie było większej zasługi, niż było w mojej, bo moja zasługa była prawie żadna.
9. Dlaczego tak czyni Jego Boski Majestat? Dlatego że tak chce, a jak chce, tak czyni i chociażby dusza nie była przy- sposobiona. On ją przysposobi, aby zdołała przyjąć te skarby, które postanowił jej dać. Tak, więc nie zawsze daje te skarby sposobem nagrody tym, którzy na nie zasłużyli pilnie uprawiając swój ogród. Chociaż kto dobrze wypełnia tę pracę i szczerze stara się oderwać od rzeczy ziemskich, tego Pan, rzecz pewna, obdarzy swoimi darami. Ale niekiedy, jak mówiłam, podoba się Jego woli okazać łaskawość swoją nad ziemią choćby najgorszą i uczynić ją odpowiednią do przyjęcia wszystkiego dobrego tak, iż staje się już jakby niezdolną wrócić do grzechów, którymi przedtem Boga obrażała. Umysł w tym stanie tak ma sposobny i nawykły do rozumienia tego, co samą jest prawdą, że wszystko inne wydaje się jej dziecinną fraszką. Nieraz śmieje się w sobie, gdy widzi ludzi poważnych, żyjących w zakonie, oddanych modlitwie wewnętrznej, a przecież przywiązujących jeszcze wielką wagę do honoru, który ona już zdeptała nogami. Wymaga tego, mówią, rozsądek i powaga ich stanowiska, aby na nim mogli działać z pożytkiem. A ona wie o tym z wszelką pewnością, że gdyby zechcieli tę powagę swego stanowiska dla miłości Bożej na bok odłożyć, więcej by zdziałali pożytku w jeden dzień, niż go z tą swoją powagą zdziałają w dziesięć lat.
10. Dusza w tym stanie żyje w ustawicznych cierpieniach i ciągle nosi krzyż, ale ciągle też wielkie czyni postępy. Gdy tym, którzy na nią patrzą, zdaje się, że już doszła do szczytu doskonałości, ona po krótkim czasie stanie jeszcze wyżej, bo Bóg wciąż coraz większych łask jej użycza. Bóg jest jej duszą, On wziął ją w swoją pieczę, On przyświeca jej, ciągle jakby stoi przy jej boku, strzegąc, aby Go nie obraziła, przymnażając jej łaski i pobudzając ją, aby Mu służyła. Gdy dusza moja dostąpiła tego szczęścia, że Bóg jej tę wielką łaskę uczynił, w tejże chwili ustały moje duchowe niedomagania. Bóg dodał mi siły do powstania z nich. Znalezienie się w okazjach lub towarzystwach, które mi dawniej czyniły roztargnienie, tak już na mnie żadnego nie wywierało wpływu, jak gdyby dla mnie nie istniały. Owszem, co przedtem mi szkodziło, to teraz stało mi się pomocą ku dobremu. Wszystko mi służyło za pobudkę i środek do lepszego poznania Boga, miłowania Go i uznania, ile Mu jestem winna, i do żalu serdecznego za przeszłe moje życie.
11. Rozumiałam dobrze, że wszystko to nie pochodziło ze mnie ani nie było własnym moim nabytkiem i owocem własnego mego starania, bo nawet i czasu jeszcze na to nie miałam. Bóg sam z siebie i z samej tylko swojej łaskawości dał mi taką siłę. Od pierwszej chwili, gdy Pan zaczął mi użyczać tej łaski zachwyceń aż dotąd, siła ta wciąż się we mnie wzmagała, a dobroć Jego trzymała mnie za rękę, abym się nie cofnęła wstecz. I zdaje mi się, i tak jest, że nic nie czynię sama z siebie, tylko widzę jasno, że Pan jest, który wszystko we mnie działa. Stąd też sądzę, że dusza, gdy dostąpi tych łask od Pana, jeśli tylko trwa w pokorze, w bojaźni i w tym niezmiennym przekonaniu, że On sam wszystko w nas sprawia, a my nic, taka dusza może bezpiecznie znaleźć się, w jakim bądź towarzystwie, choćby najbardziej światowym i niepobożnym. Nic jej ono nie zaszkodzi ani w niczym nie zachwieje. Owszem, raczej, jak mówiłam, będzie pomocne i nowego jej doda bodźca do wyższego postępu. Są to już dusze mocne, wybrane przez Pana dla pożytku innych. Lecz moc ta, powtarzam, nie z nich samych pochodzi. Raz podniósłszy duszę do tego stanu, Pan jej stopniowo coraz głębsze odkrywa tajemnice.
12. Tu w tych zachwyceniach udzielają się duszy objawienia prawd Bożych, łaski szczególne i widzenia. A wszystko to służy jej ku głębszemu utwierdzeniu się w pokorze i nabraniu coraz większej siły, aby umiała za nic mieć te rzeczy doczesne, a coraz jaśniej poznawać wielkość nagrody, którą Pan trzyma w pogotowiu dla tych, którzy Mu służą. Niech w boskiej łaskawości swojej sprawi, aby ta hojność niesłychana, jaką okazał nade mną nędzną grzesznicą, była w czymkolwiek na pożytek innym, aby gdy to czytać będą, zdobywali się na siłę i męstwo potrzebne do ochotnego porzucenia wszystkiego dla Boga. Kiedy tak wspaniale Boska łaskawość Jego płaci tym, którzy Mu służą, iż w tym życiu nawet jasno już widzą zysk i przygotowaną im zapłatę, cóż dopiero będzie w życiu przyszłym?
O tym ostatnim stopniu modlitwy dalszy ciąg i zakończenie. – Cierpienia duszy wyniesionej na ten stopień, a zmuszonej wrócić znowu do życia na świecie; jakim światłem Pan ją oświeca ku poznaniu obłudnych ponęt świata. – Jest to ważna nauka.
1. Kończąc, co zaczęłam mówić o tym przedmiocie, dodam jeszcze, że zgoda duszy nie jest tu potrzebna. Zgodziła się z góry na wszystko, wie, że dobrowolnie się oddała w ręce Pana i że Go oszukać nie może, bo On wie wszystko. Nie jest to taki stosunek, jaki bywa na tym świecie, gdzie życie pełne jest fałszu i obłudy. Sądzisz, że już pozyskałeś sobie czyjąś życzliwość, jak on sam ci się z nią oświadcza, aż niebawem przekonujesz się, że wszystko to było kłamstwem. Trudno doprawdy żyć wśród takich szalbierstw i matactw, zwłaszcza, jeśli jeszcze przyplącze się do tego, choć w najmniejszej części własny interes. Szczęśliwa ta dusza, którą Pan porywa do siebie, aby poznała prawdę! O, jakiż to byłby szczęśliwy stan dla królów! Jakże o wiele pożyteczniej byłoby im starać się o dojście do niego, niż myśleć o nowych zdobyczach i rozszerzeniu swego panowania! Jaką sprawiedliwością i dobrym rządem cieszyłoby się królestwo! Ilu by się nieszczęściom zapobiegło, ilu już klęsk tacy królowie byliby oszczędzili światu! Na tym szczycie stanąwszy, już się człowiek nie lęka życie i cześć stracić dla miłości Boga. Jakie to wielkie błogosławieństwo, gdy tak złączony jest z Bogiem ten, który więcej niż wszyscy jego poddani obowiązany jest mieć na celu chwałę Pańską i winien królewski przykład dawać tym, którzy podlegają jego rozkazom! Za jedno w najmniejszym punkcie rozszerzenie wiary, za jedno choć w części jakiej oświecenie heretyków, gotów by tysiąc razy królestwo swoje utracić i słusznie, bo z większym nieporównanie niż taka strata zyskiem nabyłby za to królestwo, które nie ma końca, którego szczęśliwości, gdy choć jedną kroplę dusza zakosztuje, wszystkie rzeczy tego świata jej brzydną. Cóż dopiero będzie, gdy cała się zanurzy w tych zdrojach błogosławionych?
2. O Panie! Gdybyś mi użyczył takiej mądrości i siły, bym umiała głosem wielkim oznajmić wszystkim te rzeczy, chociażby mi nie uwierzyli, tak jak nie wierzą wielu innym, którzy inaczej i lepiej niż ja wyrazić to umieją, mnie przynajmniej i gorącej żądzy mojej stałoby się zadość. Życie samo, zdaje mi się, oddałabym w ofierze, gdybym mogła, choć jedną z tych prawd podać ludziom do zrozumienia. Nie wiem wprawdzie, co bym uczyniła, gdyby przyszło do tego, bo ufać sobie nie mogę. Choć taką jestem, tak wielki czuję w sobie zapał do wypowiedzenia tego, tym, którzy mi pisać kazali, że od gwałtowności jego prawie życie we mnie ustaje. Nic więcej uczynić nie mogąc, do Ciebie, Panie, zwracam się, prosząc o pomoc i ratunek na to wszystko. Ty wiesz, Panie, że ochotnym sercem wyrzekłabym się tych łask, które mi uczyniłeś, bylebym pozostała w stanie łaski Twojej i Ciebie nie obrażała, a ustąpiłabym ich królom. Wiem, bowiem, że wtedy nie pozwalaliby na wiele rzeczy, na które teraz pozwalają i by za otrzymaniem takich łask, największe dobra na nich nie spłynęły.
3. O Boże mój! Daj im zrozumienie swoich obowiązków, i co Tobie są winni, kiedy ich tak wywyższyłeś, iż nie tylko za życia chcesz, aby wyobrażali na tej ziemi łaskawość Twoją, ale i śmierć niejednego z nich, jak słyszałam, znakami z nieba wsławiłeś, o czym nie mogę wspomnieć bez pobożnego wzruszenia. Oznajmiasz im tym sposobem, Królu mój, jak dalece powinni Cię naśladować w swoim życiu, kiedy ich śmierć podobnymi poniekąd zaznaczasz znakami z nieba, jakie się działy, gdyś Ty umierał.
4. Wielka może moja śmiałość, że się odważam takie rzeczy mówić. Jeśli wasza miłość tak sądzi, niech podrze, co napisałam. Ale bądź tego pewny, że gdybym mogła stanąć przed ich oczyma i gdybym mogła się spodziewać, że mnie posłuchają, więcej jeszcze i śmielej mówiłabym do nich, bo bardzo gorąco Bogu ich polecam i pragnęłabym, aby Bóg mnie wysłuchał, chociażby kosztem ofiary mego życia, co byłoby małą stratą w zamian za wielki zysk. I tak często wielka mnie ogarnia tęsknota za śmiercią. Bo i komu nie przykrzyłoby się to życie, gdy widzi na oczy te wielkie omamienia i ułudy, w jakie tu chodzimy uwikłani i tę ciężką ślepotę, która nam oczy zasłania?
5. Dusza, gdy stanie na tej wysokości, nie tylko pragnie wielkie rzeczy czynić dla Boga, ale i siły nabywa z Jego boskiej łaskawości, aby swoje pragnienia mogła do skutku doprowadzić. I nie ma rzeczy, której by, skoro uzna w niej sposób służenia Bogu, od razu się nie chwyciła. A przecież wszystko to czyniąc, w przekonaniu swoim nic nie czyni, bo – jak mówiłam – jasno to widzi, że oprócz podobania się Bogu, wszystko inne jest niczym. Najboleśniejsze jest to, że takim stworzeniom niepożytecznym, jakim ja jestem, nie nadarzają się podobne sposobności do uczynienia czegoś dla chwały i upodobania Bożego. Zlituj się nade mną, Boże mój! Niech, przyjdzie kiedy ten czas, bym zdołała Ci spłacić, choć jaki grosz z tego wielkiego długu, który Ci jestem winna. Sam zrządź, o Panie, jak zechcesz i podaj sposób, aby Ci w czymkolwiek mogła usłużyć Twoja służebnica. Były przecież takie, podobnie jak ja niewiasty, które dla Twojej miłości spełniały bohaterskie czyny. Ja nic więcej nie umiem, tylko mówić i dlatego nie chcesz, Boże mój, użyć mnie do czynu. Cała moja służba kończy się na słowach i pragnieniach, a i do nich nie mam śmiałości i swobody, bo może nie umiałabym żadnego z nich wykonać. Umocnij Ty, moją duszę i uczyń ją najpierw sposobną, o Dobro nad wszelkie dobra, o mój Jezu, a potem szybko daj sposoby, bym mogła, co uczynić dla Ciebie, bym już nie cierpiała tej ciągłej męki, że tyle biorę, a nic w zamian nie oddaję. Cokolwiek by mnie kosztować miało, nie dopuszczaj, bym dalej tak stała przed Tobą z pustymi rękami, bo taka będzie zapłata, jakie były uczynki. Oto masz moje życie, oto masz moją cześć, oto masz moją wolę – wszystko Tobie oddałam. Twoja jestem, rozporządzaj mną według swojej woli. Znam dobrze, Panie mój, swoją nieudolność, ale z Tobą złączona, podniesiona na tę wysoką wieżę, z której widzi się prawdę, wszystko zdołam uczynić, póki Ty ze mną jesteś. Lecz jeślibyś mnie, choć na chwilę tylko opuścił, pójdę znowu tą drogą, którą szłam, drogą wiodącą do piekła.
6. O, co się dzieje w duszy, gdy z tego szczytu, na którym siebie widzi pozostawioną, musi znowu wrócić do powszednich spraw i rozmów ludzkich, być świadkiem i widzem, smutnej komedii tego życia, tracić czas na zaspokojenie potrzeb ciała, na jedzenie, na spanie! Wszystko to jej ciąży, chętnie by uciekła od wszystkiego, a widzi siebie zakutą w kajdany i zatrzymaną w więzieniu. Czuje wtedy naprawdę niewolę, w jakiej nas trzyma ciało i całą nędzę tego życia. Rozumie, jak słusznie święty Paweł błagał Boga o wyzwolenie z tej niewoli. Woła z Apostołem i prosi Boga o wyzwolenie z tego ciała śmiertelnego. Chociaż to sprzykrzenie sobie życia i jego nędz, jak nieraz mówiłam, powstaje już i na poprzednich stopniach modlitwy, tu jednak nabiera ono takiej siły i gwałtowności, iż dusza chciałaby wyskoczyć z ciała dla zdobycia sobie tej wolności, na którą jeszcze jej nie puszczają. Żyje jakby zaprzedana w niewolę na obcej ziemi. Ale najwięcej ją boli, to, że mało znajduje takich, którzy by z nią cierpieli nad tym wygnaniem i pragnęli wyzwolenia. Przeciwnie, prawie wszyscy kochają to życie i pragną żyć jak najdłużej. O, gdybyśmy umieli nie przywiązywać się do niczego i nie pokładać swego zadowolenia w rzeczach ziemskich, jak mocno wówczas bolelibyśmy nad tym oddaleniem się od Boga, w jakim tu żyjemy. Jak skutecznie pożądanie wesela i życia prawdziwego uśmierzałoby w nas strach śmierci!
7. Nieraz się nad tym zastanawiam: jeśli ja taka nędzna, przy tak oziębłej swojej miłości, przy tak niepewnej nadziei, gdyż na nią nie zasłużyłam uczynkiem, prawdziwego wesela w wieczności, przecież dzięki temu światłu, którego Pan mi użyczył, tak mocno częstokroć cierpię nad tym, że jeszcze zatrzymana jestem na tym wygnaniu – cóż dopiero czuć muszą i jak boleć Święci? Co musiało się dziać w duszy św. Pawła, Magdaleny i innych im podobnych, w których tak potężnie płonął ogień miłości Bożej? Musiało to być jedno nieustające męczeństwo. Jedyną zdaje mi się rzeczą, która mi przynosi niejaką ulgę i ochłodę, jest obcowanie z duszami, w których podobne znajduję pragnienia. Pragnienia, mówię, objawiające się w uczynkach. W uczynkach, powtarzam, bo są i takie, którym się zdaje, że są oderwane od wszystkiego i za takie się podają, i w rzeczy samej takimi być powinny, jak tego wymaga ich stan i długie lata, które niejednej z nich już upłynęły, odkąd pierwsze zrobiła kroki na drodze doskonałości. Ale dusza na tym stopniu, o którym tu mówię, z Bogiem złączona, od razu i z daleka poznaje, które z nich to doskonałe wyrzeczenie się wszystkiego mają tylko na ustach i w słowach, a które słowa już potwierdziły uczynkiem. Dobrze, bowiem widzi słaby postęp tamtych, a wielkie postępy tych drugich. Kto ma doświadczenie w tych rzeczach, jasno to widzi i z łatwością rozpozna.
8. Mówiłam o skutkach, jakie sprawiają zachwycenia, jeśli są z ducha Bożego. Skutki te wprawdzie mogą być większe albo mniejsze. Mniejsze bywają w początkach, bo choć i wówczas skutki te są rzeczywiste i te same, ale iż jeszcze nie są stwierdzone uczynkiem, dusza ich jeszcze w sobie nie doświadcza i sama o tym nie wie, że je posiada. Doskonałość rośnie stopniowo. Nim dusza dojdzie do zupełnej czystości wewnętrznej i zatrze wszelkie ślady pajęczyn, które ją szpeciły, musi koniecznie upłynąć nieco czasu. A w miarę jak rośnie w niej miłość i pokora, coraz też większą woń wydają te kwiaty cnót i dla niej, i dla innych. Ale prawdą jest i to, że jednym już zachwyceniem Pan takie może w duszy zdziałać skutki, iż mało z jej strony pozostanie do uczynienia, aby osiągnęła doskonałość. Bo tej hojności łask, jakie Pan tu wylewa na duszę, nikt nie zrozumie ani uwierzy, kto tego sam nie doświadczył. Są to rzeczy, których zdaniem moim, żadną, choćby największą swoją pilnością osiągnąć nie zdołamy. Nie mówię, by dusza przy pomocy łaski Bożej i własnym długoletnim staraniem, idąc coraz wyżej stopniami wskazanymi przez tych, którzy pisali o modlitwie wewnętrznej, o początkach i dalszych jej postępach, nie mogła, choć z wielkim trudem, dojść do doskonałości i wysokiego oderwania się od rzeczy tego świata. Ale nie dzieje się to w tak krótkim czasie i tak bez żadnego naszego przyczynienia się, jak to Pan czyni tutaj, stanowczo i ostatecznie odrywając duszę od ziemi i dając jej panowanie nad wszystkim, co na niej jest, chociażby w tej duszy nie było większej zasługi, niż było w mojej, bo moja zasługa była prawie żadna.
9. Dlaczego tak czyni Jego Boski Majestat? Dlatego że tak chce, a jak chce, tak czyni i chociażby dusza nie była przy- sposobiona. On ją przysposobi, aby zdołała przyjąć te skarby, które postanowił jej dać. Tak, więc nie zawsze daje te skarby sposobem nagrody tym, którzy na nie zasłużyli pilnie uprawiając swój ogród. Chociaż kto dobrze wypełnia tę pracę i szczerze stara się oderwać od rzeczy ziemskich, tego Pan, rzecz pewna, obdarzy swoimi darami. Ale niekiedy, jak mówiłam, podoba się Jego woli okazać łaskawość swoją nad ziemią choćby najgorszą i uczynić ją odpowiednią do przyjęcia wszystkiego dobrego tak, iż staje się już jakby niezdolną wrócić do grzechów, którymi przedtem Boga obrażała. Umysł w tym stanie tak ma sposobny i nawykły do rozumienia tego, co samą jest prawdą, że wszystko inne wydaje się jej dziecinną fraszką. Nieraz śmieje się w sobie, gdy widzi ludzi poważnych, żyjących w zakonie, oddanych modlitwie wewnętrznej, a przecież przywiązujących jeszcze wielką wagę do honoru, który ona już zdeptała nogami. Wymaga tego, mówią, rozsądek i powaga ich stanowiska, aby na nim mogli działać z pożytkiem. A ona wie o tym z wszelką pewnością, że gdyby zechcieli tę powagę swego stanowiska dla miłości Bożej na bok odłożyć, więcej by zdziałali pożytku w jeden dzień, niż go z tą swoją powagą zdziałają w dziesięć lat.
10. Dusza w tym stanie żyje w ustawicznych cierpieniach i ciągle nosi krzyż, ale ciągle też wielkie czyni postępy. Gdy tym, którzy na nią patrzą, zdaje się, że już doszła do szczytu doskonałości, ona po krótkim czasie stanie jeszcze wyżej, bo Bóg wciąż coraz większych łask jej użycza. Bóg jest jej duszą, On wziął ją w swoją pieczę, On przyświeca jej, ciągle jakby stoi przy jej boku, strzegąc, aby Go nie obraziła, przymnażając jej łaski i pobudzając ją, aby Mu służyła. Gdy dusza moja dostąpiła tego szczęścia, że Bóg jej tę wielką łaskę uczynił, w tejże chwili ustały moje duchowe niedomagania. Bóg dodał mi siły do powstania z nich. Znalezienie się w okazjach lub towarzystwach, które mi dawniej czyniły roztargnienie, tak już na mnie żadnego nie wywierało wpływu, jak gdyby dla mnie nie istniały. Owszem, co przedtem mi szkodziło, to teraz stało mi się pomocą ku dobremu. Wszystko mi służyło za pobudkę i środek do lepszego poznania Boga, miłowania Go i uznania, ile Mu jestem winna, i do żalu serdecznego za przeszłe moje życie.
11. Rozumiałam dobrze, że wszystko to nie pochodziło ze mnie ani nie było własnym moim nabytkiem i owocem własnego mego starania, bo nawet i czasu jeszcze na to nie miałam. Bóg sam z siebie i z samej tylko swojej łaskawości dał mi taką siłę. Od pierwszej chwili, gdy Pan zaczął mi użyczać tej łaski zachwyceń aż dotąd, siła ta wciąż się we mnie wzmagała, a dobroć Jego trzymała mnie za rękę, abym się nie cofnęła wstecz. I zdaje mi się, i tak jest, że nic nie czynię sama z siebie, tylko widzę jasno, że Pan jest, który wszystko we mnie działa. Stąd też sądzę, że dusza, gdy dostąpi tych łask od Pana, jeśli tylko trwa w pokorze, w bojaźni i w tym niezmiennym przekonaniu, że On sam wszystko w nas sprawia, a my nic, taka dusza może bezpiecznie znaleźć się, w jakim bądź towarzystwie, choćby najbardziej światowym i niepobożnym. Nic jej ono nie zaszkodzi ani w niczym nie zachwieje. Owszem, raczej, jak mówiłam, będzie pomocne i nowego jej doda bodźca do wyższego postępu. Są to już dusze mocne, wybrane przez Pana dla pożytku innych. Lecz moc ta, powtarzam, nie z nich samych pochodzi. Raz podniósłszy duszę do tego stanu, Pan jej stopniowo coraz głębsze odkrywa tajemnice.
12. Tu w tych zachwyceniach udzielają się duszy objawienia prawd Bożych, łaski szczególne i widzenia. A wszystko to służy jej ku głębszemu utwierdzeniu się w pokorze i nabraniu coraz większej siły, aby umiała za nic mieć te rzeczy doczesne, a coraz jaśniej poznawać wielkość nagrody, którą Pan trzyma w pogotowiu dla tych, którzy Mu służą. Niech w boskiej łaskawości swojej sprawi, aby ta hojność niesłychana, jaką okazał nade mną nędzną grzesznicą, była w czymkolwiek na pożytek innym, aby gdy to czytać będą, zdobywali się na siłę i męstwo potrzebne do ochotnego porzucenia wszystkiego dla Boga. Kiedy tak wspaniale Boska łaskawość Jego płaci tym, którzy Mu służą, iż w tym życiu nawet jasno już widzą zysk i przygotowaną im zapłatę, cóż dopiero będzie w życiu przyszłym?