O czwartym stopniu modlitwy. – Wysoka godność duszy do tego stopnia podniesionej. – Jak wielka stąd zachęta dla dusz oddających się modlitwie wewnętrznej, aby usiłowały wznieść się na ten stopień tak wysoki, skoro na tej ziemi może być osiągniętym, nie z własnej wprawdzie zasługi, ale z łaski i dobroci Pańskiej. Przedmiot to bardzo ważny i godny uwagi.
1. Niech Pan zechce nauczyć mnie słów odpowiednich, abym zdołała powiedzieć nieco o czwartej wodzie i czwartym sposobie podlewania ogrodu. Bardzo mi tu potrzebna Jego łaska, więcej jeszcze niż do objaśnienia poprzedniego stopnia. Na tym stopniu modlitwy dusza czuje, że nie całkiem jest umarła, choć tak ją nazwać możemy, bo już umarła światu. Choć, jak mówiłam, tyle jeszcze ma władzy nad sobą i przytomności, że wie, iż jeszcze jest na świecie, czuje swoje na tym wygnaniu osierocenie i jeszcze posługuje się rzeczami zewnętrznymi na wyrażenie tego, co czuje, przynajmniej przez znaki. We wszystkich poprzedzających sposobach modlitwy, o których mówiłam, ogrodnik zawsze ma pewną pracę i trud, chociaż na tym ostatnim praca ta połączona jest z taką chwałą i pociechą, że dusza chciałaby pozostać w niej na zawsze. Nie pracę, więc tu czuje, ale rozkosz. Tu jednak żadnego już nie ma czucia tylko używanie, chociaż bez zrozumienia tego, czego się używa. Rozumie dusza, że używa tu dobra, w którym zawarte są wszelkie dobra, ale dobra tego nie rozumie. Wszystkie zmysły tak są zajęte tą rozkoszą, że żaden już nie ma swobody ani możliwości zajęcia się, czym innym, wewnętrznym czy zewnętrznym. W poprzednich stanach pozostawała im jeszcze władza, jak mówiłam, pokazania jakimś znakiem tego wielkiego wesela, jakiego doznają. Tutaj dusza bez porównania większe ma wesele, a daleko mniej jest zdolna objawić to na zewnątrz, bo i ciało, i dusza pozbawione są władzy udzielenia innym tej swojej rozkoszy. Wszelkie zajęcie się zewnętrzne byłoby dla niej w tej chwili wielką przeszkodą, męką i zakłóceniem pokoju, którym się cieszy. Więcej powiem: w tym zupełnym zjednoczeniu wszystkich władz z Bogiem dusza – póki jest w tym stanie – nie może, chociażby chciała, zająć się, czym innym, a jeśli może, nie jest to już zjednoczenie.
2. Jaka jest istota i jaki sposób tego, jak zwykle je nazywają zjednoczenia, tego wytłumaczyć nie umiem. Objaśniają to w teologii mistycznej, ja ani nawet używanych wyrazów w tej nauce nie zdołałabym wszystkich wymienić. Nie mam żadnego pojęcia o tym, co to jest umysł, ani jaka jest różnica między nim a duszą albo duchem. Wszystko to przedstawia się mnie jako jedno i to samo. Prawda, że dusza niekiedy wychodzi z samej siebie na kształt ognia, który płonąc, wypuszcza z siebie płomień. Niekiedy też siła tego ognia gwałtownie się wzmaga i płomień bucha wysoko ponad ogień, ale i wtedy płomień ten nie różni się od ognia, tylko zawsze jest tym samym płomieniem, który jest w ogniu. Wasze miłości, jako ludzie uczeni, to zrozumiecie – ja nic więcej nie potrafię powiedzieć.
3. To jedno tylko chcę tu objaśnić, co czuje dusza, gdy jest w tym stanie boskiego zjednoczenia. Zjednoczenie, jak każdemu wiadomo, jest to zejście się dwu rzeczy przedtem rozdzielonych, tak, że z dwojga staje się jedno. O Panie mój, jakże wielka jest dobroć Twoja! Bądź błogosławiony na wieki! Niech Cię chwalą, Boże mój, wszystkie stworzenia, że tak nas umiłowałeś, że z całą prawdą możemy mówić o tym obcowaniu, jakie Ty nawet na tym wygnaniu miewasz z duszami. Nawet z tymi, które są cnotliwe i sprawiedliwe, takie obcowanie Twoje wielką jest hojnością i wspaniałomyślnością, godną Ciebie, Panie mój, który gdy dajesz, dajesz po Bożemu! O szczodrobliwości nieskończona, jakże wspaniałe są sprawy Twoje! Zdumiewa się nad nimi ktokolwiek nie zanurzył swego rozumu w sprawach tej ziemi, widząc i uznając, że te prawdy tak przewyższają jego pojęcie, jak gdyby w ogóle nie miał rozumu. Lecz co więcej, czemu takie królewskie łaski czynisz nawet duszom, które Cię tak ciężko obrażały? Doprawdy, gdy nad tym się zastanawiam, rozum mi ustaje i dalej postąpić nie mogę. Bo i gdzież postąpiłabym, kiedy każdy krok mój byłby krokiem wstecz, gdyż nie wiem, jak bym Ci miała dziękować za takie wielkie łaski. Czasem szukam sobie ulgi, mówiąc niedorzeczności.
4. Nieraz, gdy już przeminą te łaski, albo w chwili, gdy Pan zaczyna je na mnie wylewać, (bo w ciągu nich i dopóki jestem pod ich władzą, niezdolna jestem nic uczynić), zdarza się, że mówię: “Panie, pamiętaj, co czynisz, nie zapominaj tylu wielkich moich grzechów, a kiedy już chciałeś zapomnieć o nich, aby mi je odpuścić, wspomnij przynajmniej na nie, błagam Cię, aby powściągnąć zbytnią hojność łask swoich! Nie wlewaj, Stwórco mój, tak drogiego płynu do naczynia tak kruchego, bo tyle razy już widziałeś, że go zawsze uronię. Nie składaj takiego skarbu tam, gdzie jeszcze nie są tak, jak być powinne, umorzone żądze pociech tego życia. Jak możesz obronę tego miasta i klucze tej twierdzy powierzać w ręce takiego niewalecznego dowódcy, który za pierwszym atakiem, nieprzyjaciela wpuści w bramę? Nie bądź, o Królu przedwieczny, takim zapamiętałym miłośnikiem, byś miał wydawać na poniewierkę takie kosztowne klejnoty! A prawdziwie powiedzieć by można, dajesz, Panie, powód do lekceważenia ich, kiedy je oddajesz w moc stworzenia tak niecnotliwego, tak niskiego, tak słabego i nędznego, tak nic niewartego, które chociażby przy łasce Twojej – a takiej jak ja niemałej rzeczywiście łaski potrzeba – usiłowało ich nie stracić. Nie jest przecież zdolne udzielić ich komukolwiek, aby był z nich pożytek – słowem powierzasz te swoje perły kobiecie, i to jeszcze nie cnotliwej, ale grzesznej. Nie zakrywasz tylko tych swoich talentów, kładąc je w ziemię tak zanieczyszczoną, ale je zakopujesz. Nie masz zwyczaju, Panie, takie wielkie rzeczy, takie łaski niesłychane czynić, tylko na to, aby dusza nimi zaszczycona obróciła je na pożytek wielu. Ty wiesz, Boże mój, że całą siłą swojej woli i swego serca błagam Cię, jak już nieraz błagałam, i to sobie za prawdziwe dobro uznaję, byś odjął ode mnie to największe dobro, jakie może być na tej ziemi, a dał je takim, którzy z niego lepszy uczynią użytek na pomnożenie Twojej chwały”.
5. Takie i tym podobne rzeczy zdarzało mi się mówić po wiele razy. Później dopiero widziałam, jakie było w tym moje szaleństwo i brak pokory. Bo Pan sam dobrze wie, czego potrzeba i zna moją duszę, iż nie ma w sobie siły do zapracowania sobie na zbawienie, gdyby jej w boskiej łaskawości swojej tak wielkimi łaskami nie umacniał.
6. Pragnę teraz objaśnić, jakie skutki i łaski pozostawia po sobie to boskie zjednoczenie, i co może albo czy może choć w części dusza uczynić co z samej siebie dla dostąpienia tak wysokiego stanu.
7. Przychodzi to podniesienie ducha czy zjednoczenie wraz z miłością niebieską. Bo, zdaniem moim, różni się zjednoczenie od podniesienia, które się zdarza w tym zjednoczeniu. Kto nie zna tych rzeczy z doświadczenia, temu się może wydawać, że tak nie jest, ale w moim przekonaniu, choć przyznaję, że te dwie rzeczy są jednym, różny przecież jest sposób, w który Pan w nich działa, i w tym podniesieniu, czyli locie ducha, o wiele większe i skuteczniejsze sprawi oderwanie się duszy od stworzeń. Po tym jej skutku jasno poznałam, że jest to łaska oddzielna, choć w zasadzie, powtarzam, może to być to samo albo takim się zdawać. Tak jak i mały ogień zarówno jest ogniem, jak i wielki, a przecież widoczna jest między nimi różnica. W małym ogniu długiego potrzeba czasu, nim wrzucony do niego choćby niewielki kawałek żelaza się rozpali, w ogniu zaś wielkim żelazo, choćby bryła jego była dużo większa, szybko straci jakby swoje istnienie i na pozór samo w ogień się przemieni. Podobna różnica zachodzi, moim zdaniem, między tym dwojakim rodzajem łaski Pańskiej. Komu dane było dostąpić zachwycenia, ten łatwo to zrozumie, kto sam tego nie doświadczył, temu się wyda, że mówię od rzeczy i bardzo być może, że tak jest. To, że mówi od rzeczy taka jak ja, gdy decyduje się mówić o takich sprawach i próbuje, choć w części objaśnić to, o czym zdaje się niemożliwe jest powiedzieć choćby jedno słowo – nic w tym nie ma dziwnego.
8. Ale mam tę wiarę i ufność, że mi Pan dopomoże. Gdyż wiadomo Jego boskiej łaskawości, że oprócz spełnienia obowiązku posłuszeństwa, innego w tym swoim pisaniu nie mam zamiaru i jedynie pragnę pociągnąć dusze do tak wysokiego dobra. Niczego tu nie powiem, czego bym po wiele razy na sobie nie doświadczyła. Wyznaję, że gdy zaczynałam pisać o tej czwartej wodzie, zdawało mi się to zadaniem równie trudnym i nie możliwym, jak gdybym miała mówić po grecku. Porzuciłam, więc swoje pisanie i poszłam do Komunii. Błogosławiony Pan, który tak łaską swoją oświeca ciemnych i nieuków! Błogosławiona cnoto posłuszeństwa, która wszystko możesz! Bóg oświecił mi rozum to wyraźnymi słowami, to stawiając mi przed oczy, co i jak mam powiedzieć. Tu tak samo jak to uczynił w objaśnieniu poprzednich stopni modlitwy, sam w swojej boskiej łaskawości chce powiedzieć to, czego ja nie potrafię i nie umiem. Mówię szczerze i prawdziwie jak jest. Dlatego cokolwiek tu będzie dobrego, będzie to własna Jego nauka. Co zaś okaże się złego, będzie to, rzecz jasna, płodem tego morza nędzy, jakim ja jestem. Mimo to jednak, gdyby były dusze, jak pewno jest ich wiele, które by dostąpiły tego stopnia modlitwy, którego Pan mnie nędznej udzielił i byłaby między nimi taka, która by niepewna czy idzie dobrą drogą, chciała w tych rzeczach zasięgnąć mojej rady, pewna tego jestem, że Pan w tej potrzebie przyszedłby z pomocą swojej służebnicy, aby jasno wypowiedziała Jego prawdę.
9. Mówmy teraz o tej wodzie, która zstępuje z nieba dla podlania i nasycenia całego ogrodu. Gdyby Pan nigdy, ile razy jej potrzeba, nie zaniechał dawać tej wody, któż tego nie widzi, jakiego odpoczynku używałby wówczas ogrodnik? Gdyby nigdy nie było zimy, tylko zawsze czas letni i umiarkowany i nigdy by w ogrodzie nie kończyły się kwiaty i owoce, któż tego nie widzi, jaka by to była dla niego rozkosz i pociecha? Lecz póki tu żyjemy, są to rzeczy niemożliwe. Potrzeba tu ciągłej czujności, aby gdy jednej wody zabraknie, postarać się o tę drugą. Ta woda z nieba często przychodzi w chwili, kiedy ogrodnik najmniej się jej spodziewa. W początkach wprawdzie przychodzi prawie zawsze po długiej modlitwie wewnętrznej. Powoli ze szczebla na szczebel każe Pan podlatywać tej ptaszynie, aż wreszcie zabiera ją do gniazda, aby odpoczęła. Widząc jak przez długi czas wspinała się rozumem i wolą, wszystkimi swoimi siłami szukając Boga i starając się Mu spodobać, pragnie jej za to dać nagrodę jeszcze w tym życiu. O, jaka to wielka nagroda, której jedna chwila starczy na wynagrodzenie wszelkich prac i trudów, jakie dusza ponieść mogła!
10. Gdy tak jeszcze dusza szuka swego Boga, nagle z niewypowiedzianą, najsłodszą rozkoszą czuje, że cała ustaje w pewnym rodzaju omdlenia. Stopniowo oddech jej się zatrzymuje i wszystkie władze w ciele, tak, że i ręki podnieść nie może, chyba, że z wielką trudnością. Oczy jej mimowolnie się zamykają, a choćby je trzymała otwarte, nic nie widzi. Choć weźmie książkę do ręki, nie zdoła wymówić ani litery, ani nawet dobrze jej rozpoznać. Widzi, że ma przed sobą jakieś pismo, ale iż rozum odmawia jej pomocy, nic nie może przeczytać, choćby chciała. Podobnie słyszy, ale nie rozumie tego, co słyszy. Słowem, zmysły żadnej jej nie oddają posługi, owszem są raczej dla niej przeszkodą, iż nie może ich całkiem uchylić, jakby chciała dla swobodnego używania wewnętrznej swojej rozkoszy. Na próżno próbowałaby mówić, bo nie zdoła złożyć ani jednego słowa, a choćby zdołała, nie miałaby siły go wymówić. Ustaje cała władza zewnętrzna, a tym bardziej za to wzmaga się wewnętrzna siła duszy, dlatego lepiej może się cieszyć swoją chwałą. Przy tym i zewnętrznie czuje wielką rozkosz, która się bardzo widocznie objawia.
11. Nigdy też ten rodzaj modlitwy, chociażby się przedłużał, nie szkodzi zdrowiu. Mnie przynajmniej nigdy nie zaszkodził, a ile razy Pan uczynił mi tę łaskę, nawet w czasach, gdy miałam się najgorzej, nie pamiętam, bym, kiedy po niej czuła się więcej cierpiąca, a nie doznała raczej znacznego polepszenia. Bo i jakże mogłoby złe następstwa sprowadzić tak wielkie dobro? Łaska ta tak widoczne na zewnątrz swoje skutki objawia, iż nie sposób wątpić o zbawiennym i na ciało jej działaniu. I choć w tym czasie, pod wpływem rozkoszy duchowej odbiera mu władzę, ale mu ją potem bardziej wzmocnioną pozostawia.
12. Prawda, że w początkach ten rodzaj modlitwy tak krótko trwa – tak przynajmniej było ze mną – że te znaki zewnętrzne i wywołane przez nią zawieszenie zmysłów nie tak się wyraźnie objawiają, tym samym, że bardzo szybko przechodzą, ale po hojności łask, jakie w duszy pozostawia, łatwo poznać, że wielka musiała być jasność tego słońca, które w niej świeciło, kiedy tak się cała od niego rozpłynęła. Zauważmy zresztą, że i najdłuższy czas pozostawania duszy w tym stanie zawieszenia wszystkich władz, zawsze, o ile mi wiadomo, jest bardzo krótki. Jeśli potrwa pół godziny, to już bardzo jest dużo. U mnie jak się zdaje, nigdy on nie trwał tak długo. Trudno wprawdzie wyczuć i zmierzyć jak długo to trwa, kiedy się wcale nie czuje. Pewne jest, że za każdym takim ogólnym zawieszeniem władz, po niedługiej chwili jedna czy druga władza powraca do siebie. Wola wprawdzie utrzymuje nieprzerwany wątek zjednoczenia, ale pozostałe dwie władze szybko zaczynają znowu naprzykrzać się. Wtedy wola, trwając w swoim uspokojeniu, na nowo je zawiesza i tak znowu przez jakąś chwilę pozostają w zawieszeniu, a potem znowu odżywają.
13. W takich odmianach może upłynąć i nieraz upływa kilka godzin modlitwy, bo raz zacząwszy upajać się tym boskim winem i smaku jego zakosztowawszy, dwie te władze z łatwością tracą wciąż na nowo własne swoje działanie, dla używania bez porównania większej niż same z siebie znaleźć mogą szczęśliwości. I tak przyłączają się do woli i z nią wspólnie się weselą. Ale to zupełne ich zawieszenie, bez żadnego ku rzeczom obcym zboczeniu wyobraźni – która także, o ile rozumiem, wraz z pamięcią i rozumem ulega tym chwilowym zachwyceniom – jest to, powtarzam, tylko krótka chwila. Chociaż, wracając do siebie, władze te nie tak całkowicie odzyskują naturalne swoje działanie, by nie mogły godzinami całymi pozostawać jakby odrzucone, a Bóg od czasu do czasu znowu je do siebie porywa.
14. Przejdźmy teraz do wewnętrznej treści tego, co dusza tu czuje, ale to niech powie Ten, który sam wie. Bo są to rzeczy, których człowiek nie zdoła pojąć, a tym bardziej wypowiedzieć! Gdy odszedłszy od Komunii świętej i z tegoż samego stanu modlitwy, który tu opisuję, zabierałam się do tego pisania i zastanawiałam się nad tym, co dusza w tym stanie czyni, Pan powiedział do mnie te słowa: Cała się ogałaca z samej siebie, córko, aby głębiej pogrążyła się we Mnie. Już nie ona żyje, tylko Ja w niej, a że nie może pojąć tego, co rozumie, więc jest to rozumienie bez rozumienia. Kto doświadczył, rozumie to poniekąd, bo jaśniej tego się wyrazić nie da, tak są ukryte te rzeczy, które się dzieją w tym wewnętrznym zjednoczeniu. To tylko mogłabym dodać: dusza tu jasno widzi, że jest złączona z Bogiem i taką ma pewność, że żadną miarą nie może nie wierzyć, że tak jest. Ustają tu wszystkie władze i tak są w zawieszeniu, że w żaden sposób -jak mówiłam – nie czuć ich działania. Jeśli na chwilę przedtem rozmyślała o jakimś przedmiocie, przedmiot ten tak się zaciera w jej pamięci, jak gdyby nigdy o nim nie słyszała. Jeśli coś czytała, tego, co czytała, już nie pamięta ani się nad tym zastanowić nie potrafi. Tak samo nie może modlić się ustami. Słowem, ta ćma uprzykrzona, to jest pamięć, ma tu skrzydła spalone i już latać nie może. Wola cała zajęta miłością, ale nie rozumie, jakim sposobem miłuje. Rozum, jeśli rozumie, nie rozumie, jakim sposobem rozumie, a przynajmniej nic pojąć nie zdoła z tego, co rozumie. Mnie się zdaje, że nie rozumie, bo – jak mówiłam – sam siebie nie rozumie. Zresztą ja sama tego zrozumieć nie potrafię!
15. W pierwszych początkach taka była moja niewiedza, że nie wiedziałam o tym, iż Bóg jest obecny we wszystkich stworzeniach. Gdy więc na tej modlitwie czułam Go tak obecnym w swojej duszy, zdawało mi się to rzeczą niemożliwą. A jednak nie sposób mi było nie wierzyć, że jest we mnie, tak żywo czułam i tak jasno zdawało mi się, widziałam Jego obecność. Ludzie nieoświeceni mówili mi, że jest obecny tylko przez łaskę, ale ja temu nie mogłam dać wiary, bo jak mówię, zdawało mi się, że Go widzę rzeczywiście obecnego. Wielkie, więc z tego powodu miałam utrapienie. Później dopiero uczony i wielki teolog z Zakonu chwalebnego patriarchy świętego Dominika wyzwolił mnie od tej wątpliwości i nauczył, że Bóg rzeczywiście jest w nas obecny i udziela nam siebie w pewien sposób, co bardzo mnie pocieszyło. Zauważmy teraz i dobrze to zrozumiejmy, że ta woda niebieska, ta najwyższa łaska Pańska, zawsze pozostawia w duszy niezmierzone korzyści duchowe, jak to zaraz objaśnię.
O czwartym stopniu modlitwy. – Wysoka godność duszy do tego stopnia podniesionej. – Jak wielka stąd zachęta dla dusz oddających się modlitwie wewnętrznej, aby usiłowały wznieść się na ten stopień tak wysoki, skoro na tej ziemi może być osiągniętym, nie z własnej wprawdzie zasługi, ale z łaski i dobroci Pańskiej. Przedmiot to bardzo ważny i godny uwagi.
1. Niech Pan zechce nauczyć mnie słów odpowiednich, abym zdołała powiedzieć nieco o czwartej wodzie i czwartym sposobie podlewania ogrodu. Bardzo mi tu potrzebna Jego łaska, więcej jeszcze niż do objaśnienia poprzedniego stopnia. Na tym stopniu modlitwy dusza czuje, że nie całkiem jest umarła, choć tak ją nazwać możemy, bo już umarła światu. Choć, jak mówiłam, tyle jeszcze ma władzy nad sobą i przytomności, że wie, iż jeszcze jest na świecie, czuje swoje na tym wygnaniu osierocenie i jeszcze posługuje się rzeczami zewnętrznymi na wyrażenie tego, co czuje, przynajmniej przez znaki. We wszystkich poprzedzających sposobach modlitwy, o których mówiłam, ogrodnik zawsze ma pewną pracę i trud, chociaż na tym ostatnim praca ta połączona jest z taką chwałą i pociechą, że dusza chciałaby pozostać w niej na zawsze. Nie pracę, więc tu czuje, ale rozkosz. Tu jednak żadnego już nie ma czucia tylko używanie, chociaż bez zrozumienia tego, czego się używa. Rozumie dusza, że używa tu dobra, w którym zawarte są wszelkie dobra, ale dobra tego nie rozumie. Wszystkie zmysły tak są zajęte tą rozkoszą, że żaden już nie ma swobody ani możliwości zajęcia się, czym innym, wewnętrznym czy zewnętrznym. W poprzednich stanach pozostawała im jeszcze władza, jak mówiłam, pokazania jakimś znakiem tego wielkiego wesela, jakiego doznają. Tutaj dusza bez porównania większe ma wesele, a daleko mniej jest zdolna objawić to na zewnątrz, bo i ciało, i dusza pozbawione są władzy udzielenia innym tej swojej rozkoszy. Wszelkie zajęcie się zewnętrzne byłoby dla niej w tej chwili wielką przeszkodą, męką i zakłóceniem pokoju, którym się cieszy. Więcej powiem: w tym zupełnym zjednoczeniu wszystkich władz z Bogiem dusza – póki jest w tym stanie – nie może, chociażby chciała, zająć się, czym innym, a jeśli może, nie jest to już zjednoczenie.
2. Jaka jest istota i jaki sposób tego, jak zwykle je nazywają zjednoczenia, tego wytłumaczyć nie umiem. Objaśniają to w teologii mistycznej, ja ani nawet używanych wyrazów w tej nauce nie zdołałabym wszystkich wymienić. Nie mam żadnego pojęcia o tym, co to jest umysł, ani jaka jest różnica między nim a duszą albo duchem. Wszystko to przedstawia się mnie jako jedno i to samo. Prawda, że dusza niekiedy wychodzi z samej siebie na kształt ognia, który płonąc, wypuszcza z siebie płomień. Niekiedy też siła tego ognia gwałtownie się wzmaga i płomień bucha wysoko ponad ogień, ale i wtedy płomień ten nie różni się od ognia, tylko zawsze jest tym samym płomieniem, który jest w ogniu. Wasze miłości, jako ludzie uczeni, to zrozumiecie – ja nic więcej nie potrafię powiedzieć.
3. To jedno tylko chcę tu objaśnić, co czuje dusza, gdy jest w tym stanie boskiego zjednoczenia. Zjednoczenie, jak każdemu wiadomo, jest to zejście się dwu rzeczy przedtem rozdzielonych, tak, że z dwojga staje się jedno. O Panie mój, jakże wielka jest dobroć Twoja! Bądź błogosławiony na wieki! Niech Cię chwalą, Boże mój, wszystkie stworzenia, że tak nas umiłowałeś, że z całą prawdą możemy mówić o tym obcowaniu, jakie Ty nawet na tym wygnaniu miewasz z duszami. Nawet z tymi, które są cnotliwe i sprawiedliwe, takie obcowanie Twoje wielką jest hojnością i wspaniałomyślnością, godną Ciebie, Panie mój, który gdy dajesz, dajesz po Bożemu! O szczodrobliwości nieskończona, jakże wspaniałe są sprawy Twoje! Zdumiewa się nad nimi ktokolwiek nie zanurzył swego rozumu w sprawach tej ziemi, widząc i uznając, że te prawdy tak przewyższają jego pojęcie, jak gdyby w ogóle nie miał rozumu. Lecz co więcej, czemu takie królewskie łaski czynisz nawet duszom, które Cię tak ciężko obrażały? Doprawdy, gdy nad tym się zastanawiam, rozum mi ustaje i dalej postąpić nie mogę. Bo i gdzież postąpiłabym, kiedy każdy krok mój byłby krokiem wstecz, gdyż nie wiem, jak bym Ci miała dziękować za takie wielkie łaski. Czasem szukam sobie ulgi, mówiąc niedorzeczności.
4. Nieraz, gdy już przeminą te łaski, albo w chwili, gdy Pan zaczyna je na mnie wylewać, (bo w ciągu nich i dopóki jestem pod ich władzą, niezdolna jestem nic uczynić), zdarza się, że mówię: “Panie, pamiętaj, co czynisz, nie zapominaj tylu wielkich moich grzechów, a kiedy już chciałeś zapomnieć o nich, aby mi je odpuścić, wspomnij przynajmniej na nie, błagam Cię, aby powściągnąć zbytnią hojność łask swoich! Nie wlewaj, Stwórco mój, tak drogiego płynu do naczynia tak kruchego, bo tyle razy już widziałeś, że go zawsze uronię. Nie składaj takiego skarbu tam, gdzie jeszcze nie są tak, jak być powinne, umorzone żądze pociech tego życia. Jak możesz obronę tego miasta i klucze tej twierdzy powierzać w ręce takiego niewalecznego dowódcy, który za pierwszym atakiem, nieprzyjaciela wpuści w bramę? Nie bądź, o Królu przedwieczny, takim zapamiętałym miłośnikiem, byś miał wydawać na poniewierkę takie kosztowne klejnoty! A prawdziwie powiedzieć by można, dajesz, Panie, powód do lekceważenia ich, kiedy je oddajesz w moc stworzenia tak niecnotliwego, tak niskiego, tak słabego i nędznego, tak nic niewartego, które chociażby przy łasce Twojej – a takiej jak ja niemałej rzeczywiście łaski potrzeba – usiłowało ich nie stracić. Nie jest przecież zdolne udzielić ich komukolwiek, aby był z nich pożytek – słowem powierzasz te swoje perły kobiecie, i to jeszcze nie cnotliwej, ale grzesznej. Nie zakrywasz tylko tych swoich talentów, kładąc je w ziemię tak zanieczyszczoną, ale je zakopujesz. Nie masz zwyczaju, Panie, takie wielkie rzeczy, takie łaski niesłychane czynić, tylko na to, aby dusza nimi zaszczycona obróciła je na pożytek wielu. Ty wiesz, Boże mój, że całą siłą swojej woli i swego serca błagam Cię, jak już nieraz błagałam, i to sobie za prawdziwe dobro uznaję, byś odjął ode mnie to największe dobro, jakie może być na tej ziemi, a dał je takim, którzy z niego lepszy uczynią użytek na pomnożenie Twojej chwały”.
5. Takie i tym podobne rzeczy zdarzało mi się mówić po wiele razy. Później dopiero widziałam, jakie było w tym moje szaleństwo i brak pokory. Bo Pan sam dobrze wie, czego potrzeba i zna moją duszę, iż nie ma w sobie siły do zapracowania sobie na zbawienie, gdyby jej w boskiej łaskawości swojej tak wielkimi łaskami nie umacniał.
6. Pragnę teraz objaśnić, jakie skutki i łaski pozostawia po sobie to boskie zjednoczenie, i co może albo czy może choć w części dusza uczynić co z samej siebie dla dostąpienia tak wysokiego stanu.
7. Przychodzi to podniesienie ducha czy zjednoczenie wraz z miłością niebieską. Bo, zdaniem moim, różni się zjednoczenie od podniesienia, które się zdarza w tym zjednoczeniu. Kto nie zna tych rzeczy z doświadczenia, temu się może wydawać, że tak nie jest, ale w moim przekonaniu, choć przyznaję, że te dwie rzeczy są jednym, różny przecież jest sposób, w który Pan w nich działa, i w tym podniesieniu, czyli locie ducha, o wiele większe i skuteczniejsze sprawi oderwanie się duszy od stworzeń. Po tym jej skutku jasno poznałam, że jest to łaska oddzielna, choć w zasadzie, powtarzam, może to być to samo albo takim się zdawać. Tak jak i mały ogień zarówno jest ogniem, jak i wielki, a przecież widoczna jest między nimi różnica. W małym ogniu długiego potrzeba czasu, nim wrzucony do niego choćby niewielki kawałek żelaza się rozpali, w ogniu zaś wielkim żelazo, choćby bryła jego była dużo większa, szybko straci jakby swoje istnienie i na pozór samo w ogień się przemieni. Podobna różnica zachodzi, moim zdaniem, między tym dwojakim rodzajem łaski Pańskiej. Komu dane było dostąpić zachwycenia, ten łatwo to zrozumie, kto sam tego nie doświadczył, temu się wyda, że mówię od rzeczy i bardzo być może, że tak jest. To, że mówi od rzeczy taka jak ja, gdy decyduje się mówić o takich sprawach i próbuje, choć w części objaśnić to, o czym zdaje się niemożliwe jest powiedzieć choćby jedno słowo – nic w tym nie ma dziwnego.
8. Ale mam tę wiarę i ufność, że mi Pan dopomoże. Gdyż wiadomo Jego boskiej łaskawości, że oprócz spełnienia obowiązku posłuszeństwa, innego w tym swoim pisaniu nie mam zamiaru i jedynie pragnę pociągnąć dusze do tak wysokiego dobra. Niczego tu nie powiem, czego bym po wiele razy na sobie nie doświadczyła. Wyznaję, że gdy zaczynałam pisać o tej czwartej wodzie, zdawało mi się to zadaniem równie trudnym i nie możliwym, jak gdybym miała mówić po grecku. Porzuciłam, więc swoje pisanie i poszłam do Komunii. Błogosławiony Pan, który tak łaską swoją oświeca ciemnych i nieuków! Błogosławiona cnoto posłuszeństwa, która wszystko możesz! Bóg oświecił mi rozum to wyraźnymi słowami, to stawiając mi przed oczy, co i jak mam powiedzieć. Tu tak samo jak to uczynił w objaśnieniu poprzednich stopni modlitwy, sam w swojej boskiej łaskawości chce powiedzieć to, czego ja nie potrafię i nie umiem. Mówię szczerze i prawdziwie jak jest. Dlatego cokolwiek tu będzie dobrego, będzie to własna Jego nauka. Co zaś okaże się złego, będzie to, rzecz jasna, płodem tego morza nędzy, jakim ja jestem. Mimo to jednak, gdyby były dusze, jak pewno jest ich wiele, które by dostąpiły tego stopnia modlitwy, którego Pan mnie nędznej udzielił i byłaby między nimi taka, która by niepewna czy idzie dobrą drogą, chciała w tych rzeczach zasięgnąć mojej rady, pewna tego jestem, że Pan w tej potrzebie przyszedłby z pomocą swojej służebnicy, aby jasno wypowiedziała Jego prawdę.
9. Mówmy teraz o tej wodzie, która zstępuje z nieba dla podlania i nasycenia całego ogrodu. Gdyby Pan nigdy, ile razy jej potrzeba, nie zaniechał dawać tej wody, któż tego nie widzi, jakiego odpoczynku używałby wówczas ogrodnik? Gdyby nigdy nie było zimy, tylko zawsze czas letni i umiarkowany i nigdy by w ogrodzie nie kończyły się kwiaty i owoce, któż tego nie widzi, jaka by to była dla niego rozkosz i pociecha? Lecz póki tu żyjemy, są to rzeczy niemożliwe. Potrzeba tu ciągłej czujności, aby gdy jednej wody zabraknie, postarać się o tę drugą. Ta woda z nieba często przychodzi w chwili, kiedy ogrodnik najmniej się jej spodziewa. W początkach wprawdzie przychodzi prawie zawsze po długiej modlitwie wewnętrznej. Powoli ze szczebla na szczebel każe Pan podlatywać tej ptaszynie, aż wreszcie zabiera ją do gniazda, aby odpoczęła. Widząc jak przez długi czas wspinała się rozumem i wolą, wszystkimi swoimi siłami szukając Boga i starając się Mu spodobać, pragnie jej za to dać nagrodę jeszcze w tym życiu. O, jaka to wielka nagroda, której jedna chwila starczy na wynagrodzenie wszelkich prac i trudów, jakie dusza ponieść mogła!
10. Gdy tak jeszcze dusza szuka swego Boga, nagle z niewypowiedzianą, najsłodszą rozkoszą czuje, że cała ustaje w pewnym rodzaju omdlenia. Stopniowo oddech jej się zatrzymuje i wszystkie władze w ciele, tak, że i ręki podnieść nie może, chyba, że z wielką trudnością. Oczy jej mimowolnie się zamykają, a choćby je trzymała otwarte, nic nie widzi. Choć weźmie książkę do ręki, nie zdoła wymówić ani litery, ani nawet dobrze jej rozpoznać. Widzi, że ma przed sobą jakieś pismo, ale iż rozum odmawia jej pomocy, nic nie może przeczytać, choćby chciała. Podobnie słyszy, ale nie rozumie tego, co słyszy. Słowem, zmysły żadnej jej nie oddają posługi, owszem są raczej dla niej przeszkodą, iż nie może ich całkiem uchylić, jakby chciała dla swobodnego używania wewnętrznej swojej rozkoszy. Na próżno próbowałaby mówić, bo nie zdoła złożyć ani jednego słowa, a choćby zdołała, nie miałaby siły go wymówić. Ustaje cała władza zewnętrzna, a tym bardziej za to wzmaga się wewnętrzna siła duszy, dlatego lepiej może się cieszyć swoją chwałą. Przy tym i zewnętrznie czuje wielką rozkosz, która się bardzo widocznie objawia.
11. Nigdy też ten rodzaj modlitwy, chociażby się przedłużał, nie szkodzi zdrowiu. Mnie przynajmniej nigdy nie zaszkodził, a ile razy Pan uczynił mi tę łaskę, nawet w czasach, gdy miałam się najgorzej, nie pamiętam, bym, kiedy po niej czuła się więcej cierpiąca, a nie doznała raczej znacznego polepszenia. Bo i jakże mogłoby złe następstwa sprowadzić tak wielkie dobro? Łaska ta tak widoczne na zewnątrz swoje skutki objawia, iż nie sposób wątpić o zbawiennym i na ciało jej działaniu. I choć w tym czasie, pod wpływem rozkoszy duchowej odbiera mu władzę, ale mu ją potem bardziej wzmocnioną pozostawia.
12. Prawda, że w początkach ten rodzaj modlitwy tak krótko trwa – tak przynajmniej było ze mną – że te znaki zewnętrzne i wywołane przez nią zawieszenie zmysłów nie tak się wyraźnie objawiają, tym samym, że bardzo szybko przechodzą, ale po hojności łask, jakie w duszy pozostawia, łatwo poznać, że wielka musiała być jasność tego słońca, które w niej świeciło, kiedy tak się cała od niego rozpłynęła. Zauważmy zresztą, że i najdłuższy czas pozostawania duszy w tym stanie zawieszenia wszystkich władz, zawsze, o ile mi wiadomo, jest bardzo krótki. Jeśli potrwa pół godziny, to już bardzo jest dużo. U mnie jak się zdaje, nigdy on nie trwał tak długo. Trudno wprawdzie wyczuć i zmierzyć jak długo to trwa, kiedy się wcale nie czuje. Pewne jest, że za każdym takim ogólnym zawieszeniem władz, po niedługiej chwili jedna czy druga władza powraca do siebie. Wola wprawdzie utrzymuje nieprzerwany wątek zjednoczenia, ale pozostałe dwie władze szybko zaczynają znowu naprzykrzać się. Wtedy wola, trwając w swoim uspokojeniu, na nowo je zawiesza i tak znowu przez jakąś chwilę pozostają w zawieszeniu, a potem znowu odżywają.
13. W takich odmianach może upłynąć i nieraz upływa kilka godzin modlitwy, bo raz zacząwszy upajać się tym boskim winem i smaku jego zakosztowawszy, dwie te władze z łatwością tracą wciąż na nowo własne swoje działanie, dla używania bez porównania większej niż same z siebie znaleźć mogą szczęśliwości. I tak przyłączają się do woli i z nią wspólnie się weselą. Ale to zupełne ich zawieszenie, bez żadnego ku rzeczom obcym zboczeniu wyobraźni – która także, o ile rozumiem, wraz z pamięcią i rozumem ulega tym chwilowym zachwyceniom – jest to, powtarzam, tylko krótka chwila. Chociaż, wracając do siebie, władze te nie tak całkowicie odzyskują naturalne swoje działanie, by nie mogły godzinami całymi pozostawać jakby odrzucone, a Bóg od czasu do czasu znowu je do siebie porywa.
14. Przejdźmy teraz do wewnętrznej treści tego, co dusza tu czuje, ale to niech powie Ten, który sam wie. Bo są to rzeczy, których człowiek nie zdoła pojąć, a tym bardziej wypowiedzieć! Gdy odszedłszy od Komunii świętej i z tegoż samego stanu modlitwy, który tu opisuję, zabierałam się do tego pisania i zastanawiałam się nad tym, co dusza w tym stanie czyni, Pan powiedział do mnie te słowa: Cała się ogałaca z samej siebie, córko, aby głębiej pogrążyła się we Mnie. Już nie ona żyje, tylko Ja w niej, a że nie może pojąć tego, co rozumie, więc jest to rozumienie bez rozumienia. Kto doświadczył, rozumie to poniekąd, bo jaśniej tego się wyrazić nie da, tak są ukryte te rzeczy, które się dzieją w tym wewnętrznym zjednoczeniu. To tylko mogłabym dodać: dusza tu jasno widzi, że jest złączona z Bogiem i taką ma pewność, że żadną miarą nie może nie wierzyć, że tak jest. Ustają tu wszystkie władze i tak są w zawieszeniu, że w żaden sposób -jak mówiłam – nie czuć ich działania. Jeśli na chwilę przedtem rozmyślała o jakimś przedmiocie, przedmiot ten tak się zaciera w jej pamięci, jak gdyby nigdy o nim nie słyszała. Jeśli coś czytała, tego, co czytała, już nie pamięta ani się nad tym zastanowić nie potrafi. Tak samo nie może modlić się ustami. Słowem, ta ćma uprzykrzona, to jest pamięć, ma tu skrzydła spalone i już latać nie może. Wola cała zajęta miłością, ale nie rozumie, jakim sposobem miłuje. Rozum, jeśli rozumie, nie rozumie, jakim sposobem rozumie, a przynajmniej nic pojąć nie zdoła z tego, co rozumie. Mnie się zdaje, że nie rozumie, bo – jak mówiłam – sam siebie nie rozumie. Zresztą ja sama tego zrozumieć nie potrafię!
15. W pierwszych początkach taka była moja niewiedza, że nie wiedziałam o tym, iż Bóg jest obecny we wszystkich stworzeniach. Gdy więc na tej modlitwie czułam Go tak obecnym w swojej duszy, zdawało mi się to rzeczą niemożliwą. A jednak nie sposób mi było nie wierzyć, że jest we mnie, tak żywo czułam i tak jasno zdawało mi się, widziałam Jego obecność. Ludzie nieoświeceni mówili mi, że jest obecny tylko przez łaskę, ale ja temu nie mogłam dać wiary, bo jak mówię, zdawało mi się, że Go widzę rzeczywiście obecnego. Wielkie, więc z tego powodu miałam utrapienie. Później dopiero uczony i wielki teolog z Zakonu chwalebnego patriarchy świętego Dominika wyzwolił mnie od tej wątpliwości i nauczył, że Bóg rzeczywiście jest w nas obecny i udziela nam siebie w pewien sposób, co bardzo mnie pocieszyło. Zauważmy teraz i dobrze to zrozumiejmy, że ta woda niebieska, ta najwyższa łaska Pańska, zawsze pozostawia w duszy niezmierzone korzyści duchowe, jak to zaraz objaśnię.