Mówi w dalszym ciągu o tym samym. – Zaczyna o tym, jakie skutki sprawia w duszy ten stopień modlitwy. – Duszom wyniesionym na ten stopień gorąco zaleca, aby nigdy, chociażby po otrzymaniu tej łaski zdarzyło im się upaść, nie zniechęcały się i modlitwy nie porzucały. – Jakie szkody wynikają z takiego zniechęcenia. – Przestroga to ważna i wielka w niej pociecha dla ułomnych i grzesznych.
1. Po tej modlitwie i tym zjednoczeniu pozostaje w duszy niewypowiedziana rzewność, tak, iż chciałaby się cała rozpłynąć nie z bólu, ale od łez dziwnie rozkosznych i słodkich. Spostrzega, że cała jest nimi zalana, choć nie czuła i nie wie, kiedy i jak je wylała. Widzi tylko z wielką pociechą, że ta woda, uśmierzając zapał ognia w niej płonącego, zaraz go podsyca. Może to, komu wyda się arabszczyzną, ale tak jest. Zdarzyło mi się kilka razy, że w chwili tej modlitwy tak odeszłam od siebie, iż nie wiedziałam, czy ta chwała, którą czułam się ogarniona, była rzeczywistością, czy też tylko snem. Ale gdy ujrzałam się zalaną łzami, które bez żadnego bólu, ale tak ulewnie i szybko płynęły, iż zdawać się mogło, że nie oczy moje je wypuszczały, tylko ten obłok niebieski – poznałam, że nie był to sen. Było to w początkach, kiedy jeszcze te zachwycenia szybko przemijały.
2. Łaska ta pozostawia w duszy takie męstwo serca, że gdyby jej ciało dla miłości Boga poszarpano na strzępy, wielką z tego miałaby radość. Tu się rodzą bohaterskie obietnice, postanowienia i gorące pragnienia świętych. Tu dusza zaczyna brzydzić się światem i jasno widzieć jego marność. Większy tu jest jej postęp, wyższe podniesienie niż na poprzednich stopniach modlitwy. Pokora także jest głębsza, bo jasno widzi, że do otrzymania takiej przewyższającej i wspaniałej łaski w niczym się własnym staraniem nie przyłożyła i nic uczynić nie mogła ani dla sprowadzenia jej na siebie, ani dla jej zatrzymania. Widzi jasno zupełną niegodność swoją. Jak w pomieszczeniu, oświeconym pełnym blaskiem słońca, żadna się pajęczyna nie ukryje, tak ona w tej jasności, która ją zalewa, widzi swoją nędzę. Próżne upodobanie w sobie tak jest dalekie od niej, że prawie nie pojmuje, jak by mogło do niej znaleźć przystęp. Naocznie przekonała się, jak mało, jak nic z siebie nie może, gdyż tu nawet zezwolenia nie było z jej strony, ale jakby zamknięto drzwi do niej wszystkim zmysłom, aby mogła lepiej cieszyć się Panem. Pozostaje z Nim sam na sam. Cóż innego ma czynić, tylko miłować Go? Nie widzi ani nie słyszy, chybaby gwałtu użyła, ale nie jej w tym zasługa. Potem w jasnym świetle prawdy staje jej przed oczyma przeszłe jej życie, wielkie nad nią miłosierdzie Boże, i rozum tu już nie potrzebuje polować na dowody i argumenty, bo ma zastawioną sobie już ubitą i przyprawioną do jedzenia zwierzynę, to jest rzecz od razu gotową do zrozumienia. Widzi sama z siebie, że zasługuje na piekło, a że za karę dają jej chwałę, rozpływa się w uwielbieniach Boga, jak i ja w tej chwili chciałabym się tak rozpłynąć. Błogosławiony bądź, Panie mój, iż z takiej mętnej kałuży czynisz wodę tak czystą, aby na stół Twój była podana! Bądź błogosławiony, o rozkoszy aniołów, iż pragniesz aż tak wywyższać robaka tak podłego!
3. Błogie te skutki pozostają w duszy przez jakiś czas. Teraz już jasno rozumiejąc, że owoce te w jej ogrodzie zrodzone nie są z niej, może zacząć i innym z nich udzielać bez ubytku dla siebie. Zaczyna zewnętrznymi znakami objawiać, iż chowa w sobie skarby niebieskie. Powstaje w niej pragnienie, by i inni w nich mieli udział i błaga Boga, aby nie ona sama była bogata. Zaczyna nieść pożytek duchowy bliźnim, prawie sama o tym nie wiedząc i nic z siebie nie czyniąc, lecz oni sami go odnoszą, bo już te kwiaty tak słodką wonność wydają, iż nią pociągnięci pragną do nich się zbliżyć. Widzą duszę wzbogaconą cnotami, a ponętny widok tych pięknych jej owoców wzbudza w nich pragnienie wspólnego z nią pożywania. Jeśli jest to gleba głęboko zorana cierpieniem, prześladowaniem, potwarzą, chorobą – bo bez tego podobno rzadko, która dostanie się na tę wysokość – jeśli jest dobrze spulchniona zupełnym oderwaniem się od względu na samą siebie, woda tak ją na wylot nasyci, iż prawie nigdy nie wyschnie. Ale jeśli to gleba jeszcze lgnąca do ziemi i tak zarosła cierniami, jaką ja byłam z początku i jeszcze nie oderwana od okazji ani tak wdzięczna Panu, jak za tę wielką łaskę się należy, glebę taką na nowo nawiedzi posucha. I jeśli wtedy ogrodnik się opuści, a Pan z dobroci swojej nie spuści jeszcze deszczu, wówczas ogród można mieć za stracony. Mnie się to kilka razy zdarzyło i doprawdy truchleję jeszcze na samo wspomnienie o takim nieszczęściu. Gdyby nie to, że sama przez to przeszłam, trudno by mi było uwierzyć. Piszę to dla pocieszenia słabych dusz, takich jak moja, aby nigdy nie rozpaczały i nie traciły ufności w wielką moc i łaskawość Bożą. Chociażby po takim wywyższeniu, jakim jest wstąpienie z łaski Pańskiej na ten stopień modlitwy, jeszcze upadły, niechaj nie tracą ducha, jeśli nie chcą zginąć zupełnie. Łzy to wszystko naprawią, jedna, bowiem woda sprowadza drugą.
4. Jedną z głównych przyczyn, które mnie ośmielają do spełnienia – choć taka jestem – tego, co mi kazano i do pisania o takich rzeczach, jest to nadzieja, że zdając sprawę z niecnotli-wego swego życia i z łask, jakie mi Pan uczynił, choć ja Mu nie służyłam, tylko obrażałam Go – duszom mnie podobnym dodam swoim przykładem odwagi i ufności. I dlatego pragnęłabym, by tu moje słowa tak wielką miały powagę, iżby nie mogły mi nie uwierzyć. Błagam Pana, niech to sprawi w swojej boskiej łaskawości. Mówię, więc, że ktokolwiek zaczął oddawać się modlitwie wewnętrznej, niech się nie zniechęca, mówiąc sobie:, jeśli mimo modlitwy wewnętrznej znów popadam w swoje grzechy, dalsze oddawanie się temu świętemu ćwiczeniu jeszcze zwiększy moją winę. Przyznaję, że tak byłoby, jeśliby, kto porzucił rozmyślanie i nie chciał się poprawić ze swoich grzechów, ale kto go nie porzuci, niech będzie pewny, że ono go podźwignie i przyprowadzi do portu światłości. Ciężkie mi w tym punkcie diabeł wzniecił niepokój i tak we mnie wmówił, że grzeszę brakiem pokory, gdy tak będąc niecnotliwą trzymam się jednak rozmyślania, i taką z tego powodu cierpiałam walkę wewnętrzną, że w końcu, jak już mówiłam, przez półtora albo, co najmniej przez rok – bo czy trwało to jeszcze pół roku dłużej dobrze tego nie pamiętam – zaprzestałam tego świętego ćwiczenia. Nie było to dla mnie nic innego, tylko wtrącałam siebie do piekła, nie potrzebując już czartów, żeby mnie do niego ciągnęli. O Boże wielki, jakież to było zaślepienie! I jak chytrze zły duch zmierza do swego celu, gdy w ten punkt z taką siłą uderza! Wie on, zdrajca, że dusza, która wytrwale trzyma się modlitwy wewnętrznej, dla niego jest stracona i że wszelkie upadki, do których taką duszę przywiedzie, z łaski Boga tym skuteczniejszą stają się dla niej pobudką i pomocą do gorętszego służenia Jemu!
5. O mój Jezu, jaki to widok, patrzeć na taką duszę, która wstąpiwszy na tę wysokość, upadła w grzech, a Ty w miłosierdziu swoim znowu podasz jej rękę i z upadku ją podniesiesz! Jakże jasno poznaje mnóstwo łaskawości i zmiłowania Twego, a głębokość swojej nędzy! Tu prawdziwie kraje się jej serce z żalu, tym głębszego, im lepiej widzi Twoje doskonałości. Tu zawstydzona uznaniem swojej niewdzięczności, nie śmie oczu podnieść do Ciebie, aż znowu w uznaniu nieskończonej nad nią dobroci Twojej podnosi je, aby z oblicza Twego wyczytać, jak wiele Ci jest winna. Tu ze zdwojoną pobożnością ucieka się do Królowej niebieskiej, aby Cię przyczyną swoją przebłagała. Tu wzywa Świętych, tych zwłaszcza, którzy po otrzymanym już od Ciebie wezwaniu upadli, z ufnością polecając się ich orędownictwu. Tu wszystko cokolwiek jej dajesz, uznaje za niepojęty nadmiar Twojej hojności, bo uznaje się niegodną tego, by ją jeszcze ziemia nosiła. Przejmuje ją przystępowanie do Sakramentów, żywa wiara, która w niej pozostała, aby widziała jakby naocznie siłę nadprzyrodzoną, jaką Bóg w nie włożył, i uwielbianie Ciebie, żeś nam zostawił takie lekarstwo, taki balsam na nasze rany, który nie tylko je goi, ale i śladu po nich nie zostawia. Zdumienie ją ogarnia na widok takich cudów Twego miłosierdzia. I któż by się, Panie duszy mojej, nie zdumiał nad takim wielkim miłosierdziem, nad takim nadmiarem łaski, za takie niewdzięczności i zdrady? Nie wiem, jak mi się serce nie kraje, gdy to piszę po tylu niewiernościach!
6. Czyżby te nędzne łzy, które tu przed Tobą z łaski Twojej wylewam, które – ile ze mnie jest, są tylko wodą z nieczystej studni czerpaną – miały być dostatecznym dla Ciebie zadośćuczynieniem za tyle zdrad, które Tobie wyrządziłam, wciąż czyniąc źle i jakby umyślnie trwoniąc łaski, które Ty mi dawałeś? O Panie, Ty sam spraw, aby przed Tobą miały wartość. Oczyść tę wodę tak mętną, choćby dlatego tylko, bym nie była dla innych pokusą (jak sama z tego powodu ją miałam) do zuchwałych sądów. By patrząc na mnie nie mówili, jak sama mówiłam: Czemu, Panie, pomijasz tyle dusz prawdziwie świętych, które zawsze Ci służyły, dla Ciebie pracowały i wychowane w zakonie, duchem też zakonnym żyły, nie tak jak ja, która z imienia tylko byłam zakonnicą, a przecież, jak widzę jasno, nie użyczasz im tych łask, jakie mnie uczyniłeś? Dobrze teraz rozumiem, o Dobro moje, dlaczego tak czynisz: tamtym duszom mężnym, ochotnie Tobie służącym bez względu na zapłatę, obchodząc się z nimi jako z walecznymi i bezinteresownymi rycerzami, zachowujesz nagrodę, aby ją całą osiągnęły w niebie. Mnie słabą i nieudolną wspierasz tymi doczesnymi słodyczami, widząc, że nędza moja takiej podpory potrzebuje!
7. Ale mimo to, wiadomo Tobie, Panie, jak często wołałam do Ciebie, uniewinniając tych, którzy przeciwko mnie szemrali, bo zdawało mi się, że aż nadto słuszny do tego mieli powód. Było to wówczas, kiedy już mnie w dobroci swojej powstrzymywałeś, Panie, abym Cię już tak ciężko nie obrażała i kiedy już zaczynałam uchylać się od wszystkiego, co czułam, że nie może się Tobie podobać. Ty zaś, zaledwie na tę lepszą drogę wstąpiłam, zaraz zacząłeś, Panie, otwierać swej służebnicy swoje skarby. Czekałeś tylko, abym miała dobrą wolę i gotowość do przyjęcia ich, tak prędko potem zacząłeś nie tylko użyczać mi tych skarbów, ale i nieukrywałeś, że mi ich użyczasz.
8. Gdy więc te łaski Twoje we mnie stały się wiadome, zaczęto wysokiego nabierać rozumienia o tej, o której przecież nie było wiadomo wszystkim, jak jest zła i nędzna, choć ta nędza jej dość wyraźnie się przebijała. Zarazem jednak zaczęły się szemrania i prześladowania, moim zdaniem bardzo słuszne. Dlatego też do nikogo za to nie miałam urazy, ale owszem, błagałam Ciebie, byś miał na względzie powody, które ich do takich o mnie sądów skłaniały. Mówiono na mnie, że chcę uchodzić za świętą. Zarzucano mi, że wymyślam nowości, kiedy mnie wówczas daleko jeszcze było do tego, bym choć Regułę swoją w zupełności zachowywała albo bym dorównała tym bardzo dobrym i świętym zakonnicom, które były w tym domu i nigdy, pewna tego jestem, im nie dorównam, jeśli Ty, Panie, sam tego w dobroci swojej nie sprawisz. Raczej na to tylko się zdałam, by psuć, co było dobrego, a zaprowadzać obyczaje niedobre, przynajmniej czyniłam, co było w mocy mojej, aby je zaprowadzić, a do złego moc miałam niemałą. Słusznie, więc i bez żadnej winy tak o mnie źle sądzono. Nie były to, mówię, same tylko zakonnice, ale i inne osoby. Z Twojego dopuszczenia, Panie, tak się stało, abym usłyszała od nich prawdę, do której się przedtem nie poczuwałam.
9. Pewnego razu będąc, jak niekiedy mi się zdarzało, pod wrażeniem tej pokusy, odmawiałam Godziny kanoniczne. Doszedłszy do tego wiersza: “O Panie, jesteś sprawiedliwy i wyrok Twój jest słuszny”, zaczęłam nad tym rozmyślać jak wielka to prawda. Bo co do tego, nigdy szatan nie miał mocy kuszenia mnie, żebym kiedy wątpiła o tym, iż w Tobie, Panie, jest zupełność wszelkiego dobra albo o jakiej bądź innej prawdzie wiary. Przeciwnie, im która tajemnica wyższa jest od porządku naturalnego, tym mocniej w nią wierzyłam, tym głębszą dla niej miałam cześć i nabożeństwo. Wszystkie te wspaniałe rzeczy, które uczyniłeś, zawierały się dla mnie w tej jednej prawdzie, że jesteś Wszechmogący. O tych rzeczach – powtarzam -nigdy nie wątpiłam. Gdym wówczas rozmyślała nad tym, jak się to godzi ze sprawiedliwością Twoją, że mając, jak mówiłam, tyle wiernych służebnic swoich dopuszczasz jednak, by zostawały bez tych pociech i łask, które mnie tak niewiernej dawałeś – Ty, Panie, odpowiedziałeś mi: Służ ty Mnie, a o innych nie troszcz się! Były to pierwsze słowa, które usłyszałam od Ciebie i pierwszy raz słyszałam Ciebie mówiącego do mnie, dlatego bardzo się przeraziłam. Mając później objaśnić sposób, w jaki te słowa od Boga słyszeć się dają i inne rzeczy podobne, tutaj o nich nie mówię, bo odeszłabym od swego założenia. A i tak już zdaje mi się, bardzo od niego odstąpiłam. Sama prawie nie wiem, na czym stanęłam. Musi wasza miłość uzbroić się w cierpliwość i wybaczyć mi te, przerwy nieuniknione. Gdy widzę, bowiem tę łaskawość, z jaką Bóg mnie znosił i kiedy teraz widzę siebie w takim stanie, nie dziw, że tracę wątek i nie wiem już, co mówię i o czym mam mówić. Daj, Boże, by zawsze takie tylko były moje wykroczenia! Niech tego nie dopuszcza Boski Majestat Jego, bym kiedy miała władzę sprzeciwić Mu się w najmniejszej rzeczy. Niech raczej w takiej chwili na proch mnie zetrze!
10. Na objawienie wielkiego miłosierdzia Jego, dość już tego, że nie raz, ale po wiele razy odpuścił mi tak wielką niewdzięczność moją. Świętemu Piotrowi odpuścił raz, a mnie tyle razy. Słusznie też mógł mnie kusić szatan, bym nie ważyła się pragnąć ścisłej przyjaźni z tym, z którym w tak jawnej żyłam nieprzyjaźni. O, jakież to było zaślepienie moje! A gdzież mogłam znaleźć ratunek i lekarstwo, Panie, jak nie u Ciebie? Jakie to szaleństwo uciekać od światła, aby potem co krok potykać się w ciemności! Jakąż to pokorę, tak zuchwale pyszną wynalazł we mnie szatan, bym zaprzestała opierać się na tym filarze, na tej lasce modlitwy wewnętrznej, która jedna mogła podtrzymać mnie i uchronić od ciężkiego upadku! Dziś jeszcze na to wspomnienie żegnam się przerażona i nie sądzę, bym, kiedy w życiu swoim przebyła tak groźne niebezpieczeństwo, jak wtedy, gdy zły duch zwodził mnie tym zdradzieckim, pod pozorem pokory swoim wynalazkiem. Podsuwał mi takie myśli: jakże to stworzenie tak niecnotliwe, pomimo tylu łask mu danych, śmie porywać się na rozmyślanie? Wystarczy tobie odmawiać modlitwy obowiązkowe, wspólnie z innymi, a kiedy tego nawet nie czynisz dobrze, skąd u ciebie ta śmiałość, że chcesz czynić coś więcej? Czyż nie jest to brak uszanowania i lekceważenie łask Bożych? Dobrze było mieć takie myśli i uznawać swoją niegodność, ale zamienienie ich w czyn przez porzucenie modlitwy, było złem największym. Bądź błogosławiony, Panie, że tak mnie z tego zła uleczyłeś!
11. Taki sam, zdaje mi się, był początek pokusy, którą diabeł zgubił Judasza. Tylko, że ze mną zdrajca nie śmiał zaczynać sobie tak otwarcie, ale powoli i skrycie doszedłby i ze mną do tego, czego dokonał z Judaszem. Niechaj, na miłość Boga, dobrze to rozważą wszyscy, którzy się oddają modlitwie wewnętrznej. Niech widzą, że w czasie, kiedy ją zaniedbywałam, życie moje było bez porównania gorsze niż przedtem i niech z tego wyciągną wniosek, jakie to dobre lekarstwo podawał mi szatan i jaki pożyteczny rodzaj pokory, który sprawiał we mnie tylko przenikliwy niepokój! Bo i jakże dusza moja miała znaleźć pokój? Oddaliła się nieszczęsna od tego, który sam był jej odpocznieniem, wciąż mając przed oczyma otrzymane od Niego dary i łaski, a czując przy tym całą ułudę pociech tego świata. Dziwię się samej sobie, jak mogłam to wytrzymać. Utrzymywała mnie zapewne nadzieja pomyślnej odmiany, bo nigdy (o ile teraz pamiętać mogę, po upływie zdaje się więcej niż dwudziestu jeden lat), nie miałam myśli porzucenia modlitwy wewnętrznej na zawsze. Owszem, trwałam zawsze w postanowieniu wrócenia do niej, tylko czekałam, aż będę miała duszę zupełnie czystą od grzechu. O, jakże błędną szłam drogą, uwodząc się tą nadzieją! Aż do dnia sądnego byłby mnie szatan nią łudził, aby potem od trybunału Pańskiego pociągnąć mnie do piekła.
12. Bo jeśli przedtem, pilnując modlitwy i czytania, i czerpiąc z nich światło do poznania prawdy o tej grzesznej drodze, którą szłam, i łzami po wiele razy naprzykrzając się Panu, tak przecież byłam niecnotliwa i siebie przezwyciężyć nie umiałam – czegóż dopiero odstąpiwszy od rozmyślania, oddając się przy tym rozrywkom, w których wiele miałam okazji do złego, a mało pomocy do dobrego – czyli raczej śmiem twierdzić, pomocy żadnej, chyba taką tylko, która mi pomogła do grzechu – czego, mówię, mogłam się spodziewać, jeśli nie tego, co mnie istotnie, jak wyżej opowiedziałam, spotkało? Wielką, pewna jestem, ma zasługę przed Bogiem ów dominikanin, wielki uczony i teolog, który mnie z tego snu przebudził. On to, jak zdaje mi się już mówiłam, kazał mi przystępować do Komunii, co dwa tygodnie i odtąd zło zaczęło się umniejszać. Zaczęłam głębiej wchodzić w siebie, choć jeszcze przy tym nie przestawałam obrażać Pana. Lecz będąc już na dobrej drodze, choć drobne kroki stawiając, to upadając to znowu się podnosząc, zawsze jednak szłam. A kto nie zatrzymuje się w drodze i stale postępuje naprzód, ten w końcu, choćby powoli, dojdzie do kresu. Zejść z dobrej drogi, nie jest to według mnie nic innego, tylko zaniechać modlitwy. Bóg w nieskończonym miłosierdziu swoim niech nas od tego zachowa!
13. Z tego się okazuje – i niechaj każdy, na miłość Boga, dobrze to rozważy – że każda dusza, chociażby już stanęła na tym stopniu i wielkie łaski na modlitwie od Boga otrzymywała, może jeszcze upaść. A więc niech nie ufa samej sobie i niech żadną miarą nie naraża się na okazje. Jest to przestroga bardzo ważna i godna głębokiego zastanowienia, bo zdrada, jaką tu potem szatan może podejść duszę, w tym właśnie się ukrywa. Wprawdzie łaska jej użyczona prawdziwie jest od Boga, on przecież zdrajca samą tę łaskę, o ile zdoła, do swoich celów usiłuje wykorzystać i łatwo tym swoim podstępem może oszukać dusze, jeszcze nie utwierdzone w cnocie, w umartwieniu i w wyrzeczeniu się samych siebie. A zatem, choćby gorące miały pragnienia i odważne czyniły postanowienia, nie posiadają jednak tej mocy ducha, jakiej potrzeba, aby się, jak to w dalszym ciągu objaśnię, bezpiecznie wystawiać mogły na okazje i niebezpieczeństwa. Jest to bardzo głęboka nauka, nie moja, ale podana od Boga, który właśnie dla tej jej ważności tego chciał, aby ją znały takie nawet ciemne głowy jak moja. Chociażby, więc, powtarzam, dusza już była w tym wysokim stanie, niech nie ufa sobie, niech się samowolnie nie zrywa do walki, wystarczy, jeśli się potrafi obronić. Do tej obrony będzie potrzebowała użyć całej swojej zbroi, a tej siły, by zdołała sama wszczynać walkę z czartami i kłaść ich pod swoje nogi, jaką mają ci, którzy doszli do stanu, o którym później będę mówić, ona jeszcze nie posiada.
14. To jest sidło, na które zły duch łowi duszę. Dusza widząc siebie tak blisko złączoną z Bogiem, widząc różnicę dóbr niebieskich od tych dóbr ziemskich, widząc miłość, jaką Pan jej wyświadcza, z miłości tej bierze sobie powód do ufności i bezpiecznej pewności, iż nigdy nie wypadnie z tej szczęśliwości, którą obecnie się cieszy. Zdaje jej się, że jasno już stoi przed nią nagroda wiekuista, że zatem nie możliwe, by mogła kiedy jeszcze tę szczęśliwość, której smak już w tym życiu tak słodko i rozkosznie odczuwa, porzucić dla rzeczy tak niskiej i szpetnej, jaką jest rozkosz ziemska. Pod zasłoną tej ufności diabeł wykrada jej z serca niskie rozumienie, jakie powinna mieć o samej sobie. Dlatego, jak mówiłam, zaczyna siebie wystawiać na niebezpieczeństwa, i choć w dobrej myśli i z czystej gorliwości, szafuje bez miary owocami swego ogrodu w tym przekonaniu, że o siebie nie musi się już obawiać. Nie czyni tego przez pychę. Dobrze to rozumie, że sama z siebie nic nie może, tylko ma wielką ufność w Bogu, ale czyni to bez należnej roztropności, nie pamiętając o tym, że ptaszynie jeszcze pierze nie porosło. Może wychylić się z gniazda, i Bóg sam ją z niego podnosi, ale jeszcze nie ma skrzydeł do latania, bo cnoty jej jeszcze nie są mocno ugruntowane i brak jej doświadczenia, aby umiała poznać się na niebezpieczeństwach i widziała, jaką szkodę jej wyrządza ufanie samej sobie.
15. I dla mnie ta zbytnia ufność w siebie była przyczyną ruiny. Bardzo, więc w tym stanie, jak w każdym innym potrzeba przewodnika i zasięgania rady osób duchownych. Ale i Pan w boskiej łaskawości swojej takiej duszy, którą już wyniósł do tego stanu, nie przestanie, mocno w to wierzę, obdarzać swymi łaskami i nie dopuści jej zginąć, chybaby ona całkiem Go opuściła. Jeśliby upadła, niech patrzy na miłość Pana Jezusa, niech patrzy, aby nie dała się oszukać kusicielowi, który ją będzie namawiał do porzucenia modlitwy wewnętrznej, jak mnie oszukał pozorem tej fałszywej pokory, o czym choć już wyżej mówiłam, chciałabym po wiele razy to powtarzać. Niech ufa w dobroć Boga, która jest większa niż wszystkie złości, jakich możemy się dopuścić, bo nie pamiętając o niewdzięczności naszej, skoro tylko my uznawszy swoją winę, pragniemy wrócić do łaski i przyjaźni Jego. Nie pamiętając też o łaskach, które nam dawał, aby nas karał za złe ich użycie, ale raczej łaski te skłaniają Go do tym szybszego odpuszczenia nam jako dawnym swoim domownikom, którzy jak mówi się pospolicie, jedli chleb ze stołu Jego. Niech pamięta ta dusza o Jego słowach, niech się przypatrzy temu miłosierdziu, jakie okazał nade mną, której prędzej sprzykrzyło się obrażać Go, niż Jego łaskawości sprzykrzyło się odpuszczać mi. Nigdy ręka Jego nie ustaje w dawaniu, nigdy nie mogą się wyczerpać zdroje miłosierdzia Jego! Nie ustawajmy i my w przyjmowaniu Jego darów. Niech będzie błogosławiony na wieki, amen, i niech Go chwali całe Jego stworzenie.
Mówi w dalszym ciągu o tym samym. – Zaczyna o tym, jakie skutki sprawia w duszy ten stopień modlitwy. – Duszom wyniesionym na ten stopień gorąco zaleca, aby nigdy, chociażby po otrzymaniu tej łaski zdarzyło im się upaść, nie zniechęcały się i modlitwy nie porzucały. – Jakie szkody wynikają z takiego zniechęcenia. – Przestroga to ważna i wielka w niej pociecha dla ułomnych i grzesznych.
1. Po tej modlitwie i tym zjednoczeniu pozostaje w duszy niewypowiedziana rzewność, tak, iż chciałaby się cała rozpłynąć nie z bólu, ale od łez dziwnie rozkosznych i słodkich. Spostrzega, że cała jest nimi zalana, choć nie czuła i nie wie, kiedy i jak je wylała. Widzi tylko z wielką pociechą, że ta woda, uśmierzając zapał ognia w niej płonącego, zaraz go podsyca. Może to, komu wyda się arabszczyzną, ale tak jest. Zdarzyło mi się kilka razy, że w chwili tej modlitwy tak odeszłam od siebie, iż nie wiedziałam, czy ta chwała, którą czułam się ogarniona, była rzeczywistością, czy też tylko snem. Ale gdy ujrzałam się zalaną łzami, które bez żadnego bólu, ale tak ulewnie i szybko płynęły, iż zdawać się mogło, że nie oczy moje je wypuszczały, tylko ten obłok niebieski – poznałam, że nie był to sen. Było to w początkach, kiedy jeszcze te zachwycenia szybko przemijały.
2. Łaska ta pozostawia w duszy takie męstwo serca, że gdyby jej ciało dla miłości Boga poszarpano na strzępy, wielką z tego miałaby radość. Tu się rodzą bohaterskie obietnice, postanowienia i gorące pragnienia świętych. Tu dusza zaczyna brzydzić się światem i jasno widzieć jego marność. Większy tu jest jej postęp, wyższe podniesienie niż na poprzednich stopniach modlitwy. Pokora także jest głębsza, bo jasno widzi, że do otrzymania takiej przewyższającej i wspaniałej łaski w niczym się własnym staraniem nie przyłożyła i nic uczynić nie mogła ani dla sprowadzenia jej na siebie, ani dla jej zatrzymania. Widzi jasno zupełną niegodność swoją. Jak w pomieszczeniu, oświeconym pełnym blaskiem słońca, żadna się pajęczyna nie ukryje, tak ona w tej jasności, która ją zalewa, widzi swoją nędzę. Próżne upodobanie w sobie tak jest dalekie od niej, że prawie nie pojmuje, jak by mogło do niej znaleźć przystęp. Naocznie przekonała się, jak mało, jak nic z siebie nie może, gdyż tu nawet zezwolenia nie było z jej strony, ale jakby zamknięto drzwi do niej wszystkim zmysłom, aby mogła lepiej cieszyć się Panem. Pozostaje z Nim sam na sam. Cóż innego ma czynić, tylko miłować Go? Nie widzi ani nie słyszy, chybaby gwałtu użyła, ale nie jej w tym zasługa. Potem w jasnym świetle prawdy staje jej przed oczyma przeszłe jej życie, wielkie nad nią miłosierdzie Boże, i rozum tu już nie potrzebuje polować na dowody i argumenty, bo ma zastawioną sobie już ubitą i przyprawioną do jedzenia zwierzynę, to jest rzecz od razu gotową do zrozumienia. Widzi sama z siebie, że zasługuje na piekło, a że za karę dają jej chwałę, rozpływa się w uwielbieniach Boga, jak i ja w tej chwili chciałabym się tak rozpłynąć. Błogosławiony bądź, Panie mój, iż z takiej mętnej kałuży czynisz wodę tak czystą, aby na stół Twój była podana! Bądź błogosławiony, o rozkoszy aniołów, iż pragniesz aż tak wywyższać robaka tak podłego!
3. Błogie te skutki pozostają w duszy przez jakiś czas. Teraz już jasno rozumiejąc, że owoce te w jej ogrodzie zrodzone nie są z niej, może zacząć i innym z nich udzielać bez ubytku dla siebie. Zaczyna zewnętrznymi znakami objawiać, iż chowa w sobie skarby niebieskie. Powstaje w niej pragnienie, by i inni w nich mieli udział i błaga Boga, aby nie ona sama była bogata. Zaczyna nieść pożytek duchowy bliźnim, prawie sama o tym nie wiedząc i nic z siebie nie czyniąc, lecz oni sami go odnoszą, bo już te kwiaty tak słodką wonność wydają, iż nią pociągnięci pragną do nich się zbliżyć. Widzą duszę wzbogaconą cnotami, a ponętny widok tych pięknych jej owoców wzbudza w nich pragnienie wspólnego z nią pożywania. Jeśli jest to gleba głęboko zorana cierpieniem, prześladowaniem, potwarzą, chorobą – bo bez tego podobno rzadko, która dostanie się na tę wysokość – jeśli jest dobrze spulchniona zupełnym oderwaniem się od względu na samą siebie, woda tak ją na wylot nasyci, iż prawie nigdy nie wyschnie. Ale jeśli to gleba jeszcze lgnąca do ziemi i tak zarosła cierniami, jaką ja byłam z początku i jeszcze nie oderwana od okazji ani tak wdzięczna Panu, jak za tę wielką łaskę się należy, glebę taką na nowo nawiedzi posucha. I jeśli wtedy ogrodnik się opuści, a Pan z dobroci swojej nie spuści jeszcze deszczu, wówczas ogród można mieć za stracony. Mnie się to kilka razy zdarzyło i doprawdy truchleję jeszcze na samo wspomnienie o takim nieszczęściu. Gdyby nie to, że sama przez to przeszłam, trudno by mi było uwierzyć. Piszę to dla pocieszenia słabych dusz, takich jak moja, aby nigdy nie rozpaczały i nie traciły ufności w wielką moc i łaskawość Bożą. Chociażby po takim wywyższeniu, jakim jest wstąpienie z łaski Pańskiej na ten stopień modlitwy, jeszcze upadły, niechaj nie tracą ducha, jeśli nie chcą zginąć zupełnie. Łzy to wszystko naprawią, jedna, bowiem woda sprowadza drugą.
4. Jedną z głównych przyczyn, które mnie ośmielają do spełnienia – choć taka jestem – tego, co mi kazano i do pisania o takich rzeczach, jest to nadzieja, że zdając sprawę z niecnotli-wego swego życia i z łask, jakie mi Pan uczynił, choć ja Mu nie służyłam, tylko obrażałam Go – duszom mnie podobnym dodam swoim przykładem odwagi i ufności. I dlatego pragnęłabym, by tu moje słowa tak wielką miały powagę, iżby nie mogły mi nie uwierzyć. Błagam Pana, niech to sprawi w swojej boskiej łaskawości. Mówię, więc, że ktokolwiek zaczął oddawać się modlitwie wewnętrznej, niech się nie zniechęca, mówiąc sobie:, jeśli mimo modlitwy wewnętrznej znów popadam w swoje grzechy, dalsze oddawanie się temu świętemu ćwiczeniu jeszcze zwiększy moją winę. Przyznaję, że tak byłoby, jeśliby, kto porzucił rozmyślanie i nie chciał się poprawić ze swoich grzechów, ale kto go nie porzuci, niech będzie pewny, że ono go podźwignie i przyprowadzi do portu światłości. Ciężkie mi w tym punkcie diabeł wzniecił niepokój i tak we mnie wmówił, że grzeszę brakiem pokory, gdy tak będąc niecnotliwą trzymam się jednak rozmyślania, i taką z tego powodu cierpiałam walkę wewnętrzną, że w końcu, jak już mówiłam, przez półtora albo, co najmniej przez rok – bo czy trwało to jeszcze pół roku dłużej dobrze tego nie pamiętam – zaprzestałam tego świętego ćwiczenia. Nie było to dla mnie nic innego, tylko wtrącałam siebie do piekła, nie potrzebując już czartów, żeby mnie do niego ciągnęli. O Boże wielki, jakież to było zaślepienie! I jak chytrze zły duch zmierza do swego celu, gdy w ten punkt z taką siłą uderza! Wie on, zdrajca, że dusza, która wytrwale trzyma się modlitwy wewnętrznej, dla niego jest stracona i że wszelkie upadki, do których taką duszę przywiedzie, z łaski Boga tym skuteczniejszą stają się dla niej pobudką i pomocą do gorętszego służenia Jemu!
5. O mój Jezu, jaki to widok, patrzeć na taką duszę, która wstąpiwszy na tę wysokość, upadła w grzech, a Ty w miłosierdziu swoim znowu podasz jej rękę i z upadku ją podniesiesz! Jakże jasno poznaje mnóstwo łaskawości i zmiłowania Twego, a głębokość swojej nędzy! Tu prawdziwie kraje się jej serce z żalu, tym głębszego, im lepiej widzi Twoje doskonałości. Tu zawstydzona uznaniem swojej niewdzięczności, nie śmie oczu podnieść do Ciebie, aż znowu w uznaniu nieskończonej nad nią dobroci Twojej podnosi je, aby z oblicza Twego wyczytać, jak wiele Ci jest winna. Tu ze zdwojoną pobożnością ucieka się do Królowej niebieskiej, aby Cię przyczyną swoją przebłagała. Tu wzywa Świętych, tych zwłaszcza, którzy po otrzymanym już od Ciebie wezwaniu upadli, z ufnością polecając się ich orędownictwu. Tu wszystko cokolwiek jej dajesz, uznaje za niepojęty nadmiar Twojej hojności, bo uznaje się niegodną tego, by ją jeszcze ziemia nosiła. Przejmuje ją przystępowanie do Sakramentów, żywa wiara, która w niej pozostała, aby widziała jakby naocznie siłę nadprzyrodzoną, jaką Bóg w nie włożył, i uwielbianie Ciebie, żeś nam zostawił takie lekarstwo, taki balsam na nasze rany, który nie tylko je goi, ale i śladu po nich nie zostawia. Zdumienie ją ogarnia na widok takich cudów Twego miłosierdzia. I któż by się, Panie duszy mojej, nie zdumiał nad takim wielkim miłosierdziem, nad takim nadmiarem łaski, za takie niewdzięczności i zdrady? Nie wiem, jak mi się serce nie kraje, gdy to piszę po tylu niewiernościach!
6. Czyżby te nędzne łzy, które tu przed Tobą z łaski Twojej wylewam, które – ile ze mnie jest, są tylko wodą z nieczystej studni czerpaną – miały być dostatecznym dla Ciebie zadośćuczynieniem za tyle zdrad, które Tobie wyrządziłam, wciąż czyniąc źle i jakby umyślnie trwoniąc łaski, które Ty mi dawałeś? O Panie, Ty sam spraw, aby przed Tobą miały wartość. Oczyść tę wodę tak mętną, choćby dlatego tylko, bym nie była dla innych pokusą (jak sama z tego powodu ją miałam) do zuchwałych sądów. By patrząc na mnie nie mówili, jak sama mówiłam: Czemu, Panie, pomijasz tyle dusz prawdziwie świętych, które zawsze Ci służyły, dla Ciebie pracowały i wychowane w zakonie, duchem też zakonnym żyły, nie tak jak ja, która z imienia tylko byłam zakonnicą, a przecież, jak widzę jasno, nie użyczasz im tych łask, jakie mnie uczyniłeś? Dobrze teraz rozumiem, o Dobro moje, dlaczego tak czynisz: tamtym duszom mężnym, ochotnie Tobie służącym bez względu na zapłatę, obchodząc się z nimi jako z walecznymi i bezinteresownymi rycerzami, zachowujesz nagrodę, aby ją całą osiągnęły w niebie. Mnie słabą i nieudolną wspierasz tymi doczesnymi słodyczami, widząc, że nędza moja takiej podpory potrzebuje!
7. Ale mimo to, wiadomo Tobie, Panie, jak często wołałam do Ciebie, uniewinniając tych, którzy przeciwko mnie szemrali, bo zdawało mi się, że aż nadto słuszny do tego mieli powód. Było to wówczas, kiedy już mnie w dobroci swojej powstrzymywałeś, Panie, abym Cię już tak ciężko nie obrażała i kiedy już zaczynałam uchylać się od wszystkiego, co czułam, że nie może się Tobie podobać. Ty zaś, zaledwie na tę lepszą drogę wstąpiłam, zaraz zacząłeś, Panie, otwierać swej służebnicy swoje skarby. Czekałeś tylko, abym miała dobrą wolę i gotowość do przyjęcia ich, tak prędko potem zacząłeś nie tylko użyczać mi tych skarbów, ale i nieukrywałeś, że mi ich użyczasz.
8. Gdy więc te łaski Twoje we mnie stały się wiadome, zaczęto wysokiego nabierać rozumienia o tej, o której przecież nie było wiadomo wszystkim, jak jest zła i nędzna, choć ta nędza jej dość wyraźnie się przebijała. Zarazem jednak zaczęły się szemrania i prześladowania, moim zdaniem bardzo słuszne. Dlatego też do nikogo za to nie miałam urazy, ale owszem, błagałam Ciebie, byś miał na względzie powody, które ich do takich o mnie sądów skłaniały. Mówiono na mnie, że chcę uchodzić za świętą. Zarzucano mi, że wymyślam nowości, kiedy mnie wówczas daleko jeszcze było do tego, bym choć Regułę swoją w zupełności zachowywała albo bym dorównała tym bardzo dobrym i świętym zakonnicom, które były w tym domu i nigdy, pewna tego jestem, im nie dorównam, jeśli Ty, Panie, sam tego w dobroci swojej nie sprawisz. Raczej na to tylko się zdałam, by psuć, co było dobrego, a zaprowadzać obyczaje niedobre, przynajmniej czyniłam, co było w mocy mojej, aby je zaprowadzić, a do złego moc miałam niemałą. Słusznie, więc i bez żadnej winy tak o mnie źle sądzono. Nie były to, mówię, same tylko zakonnice, ale i inne osoby. Z Twojego dopuszczenia, Panie, tak się stało, abym usłyszała od nich prawdę, do której się przedtem nie poczuwałam.
9. Pewnego razu będąc, jak niekiedy mi się zdarzało, pod wrażeniem tej pokusy, odmawiałam Godziny kanoniczne. Doszedłszy do tego wiersza: “O Panie, jesteś sprawiedliwy i wyrok Twój jest słuszny”, zaczęłam nad tym rozmyślać jak wielka to prawda. Bo co do tego, nigdy szatan nie miał mocy kuszenia mnie, żebym kiedy wątpiła o tym, iż w Tobie, Panie, jest zupełność wszelkiego dobra albo o jakiej bądź innej prawdzie wiary. Przeciwnie, im która tajemnica wyższa jest od porządku naturalnego, tym mocniej w nią wierzyłam, tym głębszą dla niej miałam cześć i nabożeństwo. Wszystkie te wspaniałe rzeczy, które uczyniłeś, zawierały się dla mnie w tej jednej prawdzie, że jesteś Wszechmogący. O tych rzeczach – powtarzam -nigdy nie wątpiłam. Gdym wówczas rozmyślała nad tym, jak się to godzi ze sprawiedliwością Twoją, że mając, jak mówiłam, tyle wiernych służebnic swoich dopuszczasz jednak, by zostawały bez tych pociech i łask, które mnie tak niewiernej dawałeś – Ty, Panie, odpowiedziałeś mi: Służ ty Mnie, a o innych nie troszcz się! Były to pierwsze słowa, które usłyszałam od Ciebie i pierwszy raz słyszałam Ciebie mówiącego do mnie, dlatego bardzo się przeraziłam. Mając później objaśnić sposób, w jaki te słowa od Boga słyszeć się dają i inne rzeczy podobne, tutaj o nich nie mówię, bo odeszłabym od swego założenia. A i tak już zdaje mi się, bardzo od niego odstąpiłam. Sama prawie nie wiem, na czym stanęłam. Musi wasza miłość uzbroić się w cierpliwość i wybaczyć mi te, przerwy nieuniknione. Gdy widzę, bowiem tę łaskawość, z jaką Bóg mnie znosił i kiedy teraz widzę siebie w takim stanie, nie dziw, że tracę wątek i nie wiem już, co mówię i o czym mam mówić. Daj, Boże, by zawsze takie tylko były moje wykroczenia! Niech tego nie dopuszcza Boski Majestat Jego, bym kiedy miała władzę sprzeciwić Mu się w najmniejszej rzeczy. Niech raczej w takiej chwili na proch mnie zetrze!
10. Na objawienie wielkiego miłosierdzia Jego, dość już tego, że nie raz, ale po wiele razy odpuścił mi tak wielką niewdzięczność moją. Świętemu Piotrowi odpuścił raz, a mnie tyle razy. Słusznie też mógł mnie kusić szatan, bym nie ważyła się pragnąć ścisłej przyjaźni z tym, z którym w tak jawnej żyłam nieprzyjaźni. O, jakież to było zaślepienie moje! A gdzież mogłam znaleźć ratunek i lekarstwo, Panie, jak nie u Ciebie? Jakie to szaleństwo uciekać od światła, aby potem co krok potykać się w ciemności! Jakąż to pokorę, tak zuchwale pyszną wynalazł we mnie szatan, bym zaprzestała opierać się na tym filarze, na tej lasce modlitwy wewnętrznej, która jedna mogła podtrzymać mnie i uchronić od ciężkiego upadku! Dziś jeszcze na to wspomnienie żegnam się przerażona i nie sądzę, bym, kiedy w życiu swoim przebyła tak groźne niebezpieczeństwo, jak wtedy, gdy zły duch zwodził mnie tym zdradzieckim, pod pozorem pokory swoim wynalazkiem. Podsuwał mi takie myśli: jakże to stworzenie tak niecnotliwe, pomimo tylu łask mu danych, śmie porywać się na rozmyślanie? Wystarczy tobie odmawiać modlitwy obowiązkowe, wspólnie z innymi, a kiedy tego nawet nie czynisz dobrze, skąd u ciebie ta śmiałość, że chcesz czynić coś więcej? Czyż nie jest to brak uszanowania i lekceważenie łask Bożych? Dobrze było mieć takie myśli i uznawać swoją niegodność, ale zamienienie ich w czyn przez porzucenie modlitwy, było złem największym. Bądź błogosławiony, Panie, że tak mnie z tego zła uleczyłeś!
11. Taki sam, zdaje mi się, był początek pokusy, którą diabeł zgubił Judasza. Tylko, że ze mną zdrajca nie śmiał zaczynać sobie tak otwarcie, ale powoli i skrycie doszedłby i ze mną do tego, czego dokonał z Judaszem. Niechaj, na miłość Boga, dobrze to rozważą wszyscy, którzy się oddają modlitwie wewnętrznej. Niech widzą, że w czasie, kiedy ją zaniedbywałam, życie moje było bez porównania gorsze niż przedtem i niech z tego wyciągną wniosek, jakie to dobre lekarstwo podawał mi szatan i jaki pożyteczny rodzaj pokory, który sprawiał we mnie tylko przenikliwy niepokój! Bo i jakże dusza moja miała znaleźć pokój? Oddaliła się nieszczęsna od tego, który sam był jej odpocznieniem, wciąż mając przed oczyma otrzymane od Niego dary i łaski, a czując przy tym całą ułudę pociech tego świata. Dziwię się samej sobie, jak mogłam to wytrzymać. Utrzymywała mnie zapewne nadzieja pomyślnej odmiany, bo nigdy (o ile teraz pamiętać mogę, po upływie zdaje się więcej niż dwudziestu jeden lat), nie miałam myśli porzucenia modlitwy wewnętrznej na zawsze. Owszem, trwałam zawsze w postanowieniu wrócenia do niej, tylko czekałam, aż będę miała duszę zupełnie czystą od grzechu. O, jakże błędną szłam drogą, uwodząc się tą nadzieją! Aż do dnia sądnego byłby mnie szatan nią łudził, aby potem od trybunału Pańskiego pociągnąć mnie do piekła.
12. Bo jeśli przedtem, pilnując modlitwy i czytania, i czerpiąc z nich światło do poznania prawdy o tej grzesznej drodze, którą szłam, i łzami po wiele razy naprzykrzając się Panu, tak przecież byłam niecnotliwa i siebie przezwyciężyć nie umiałam – czegóż dopiero odstąpiwszy od rozmyślania, oddając się przy tym rozrywkom, w których wiele miałam okazji do złego, a mało pomocy do dobrego – czyli raczej śmiem twierdzić, pomocy żadnej, chyba taką tylko, która mi pomogła do grzechu – czego, mówię, mogłam się spodziewać, jeśli nie tego, co mnie istotnie, jak wyżej opowiedziałam, spotkało? Wielką, pewna jestem, ma zasługę przed Bogiem ów dominikanin, wielki uczony i teolog, który mnie z tego snu przebudził. On to, jak zdaje mi się już mówiłam, kazał mi przystępować do Komunii, co dwa tygodnie i odtąd zło zaczęło się umniejszać. Zaczęłam głębiej wchodzić w siebie, choć jeszcze przy tym nie przestawałam obrażać Pana. Lecz będąc już na dobrej drodze, choć drobne kroki stawiając, to upadając to znowu się podnosząc, zawsze jednak szłam. A kto nie zatrzymuje się w drodze i stale postępuje naprzód, ten w końcu, choćby powoli, dojdzie do kresu. Zejść z dobrej drogi, nie jest to według mnie nic innego, tylko zaniechać modlitwy. Bóg w nieskończonym miłosierdziu swoim niech nas od tego zachowa!
13. Z tego się okazuje – i niechaj każdy, na miłość Boga, dobrze to rozważy – że każda dusza, chociażby już stanęła na tym stopniu i wielkie łaski na modlitwie od Boga otrzymywała, może jeszcze upaść. A więc niech nie ufa samej sobie i niech żadną miarą nie naraża się na okazje. Jest to przestroga bardzo ważna i godna głębokiego zastanowienia, bo zdrada, jaką tu potem szatan może podejść duszę, w tym właśnie się ukrywa. Wprawdzie łaska jej użyczona prawdziwie jest od Boga, on przecież zdrajca samą tę łaskę, o ile zdoła, do swoich celów usiłuje wykorzystać i łatwo tym swoim podstępem może oszukać dusze, jeszcze nie utwierdzone w cnocie, w umartwieniu i w wyrzeczeniu się samych siebie. A zatem, choćby gorące miały pragnienia i odważne czyniły postanowienia, nie posiadają jednak tej mocy ducha, jakiej potrzeba, aby się, jak to w dalszym ciągu objaśnię, bezpiecznie wystawiać mogły na okazje i niebezpieczeństwa. Jest to bardzo głęboka nauka, nie moja, ale podana od Boga, który właśnie dla tej jej ważności tego chciał, aby ją znały takie nawet ciemne głowy jak moja. Chociażby, więc, powtarzam, dusza już była w tym wysokim stanie, niech nie ufa sobie, niech się samowolnie nie zrywa do walki, wystarczy, jeśli się potrafi obronić. Do tej obrony będzie potrzebowała użyć całej swojej zbroi, a tej siły, by zdołała sama wszczynać walkę z czartami i kłaść ich pod swoje nogi, jaką mają ci, którzy doszli do stanu, o którym później będę mówić, ona jeszcze nie posiada.
14. To jest sidło, na które zły duch łowi duszę. Dusza widząc siebie tak blisko złączoną z Bogiem, widząc różnicę dóbr niebieskich od tych dóbr ziemskich, widząc miłość, jaką Pan jej wyświadcza, z miłości tej bierze sobie powód do ufności i bezpiecznej pewności, iż nigdy nie wypadnie z tej szczęśliwości, którą obecnie się cieszy. Zdaje jej się, że jasno już stoi przed nią nagroda wiekuista, że zatem nie możliwe, by mogła kiedy jeszcze tę szczęśliwość, której smak już w tym życiu tak słodko i rozkosznie odczuwa, porzucić dla rzeczy tak niskiej i szpetnej, jaką jest rozkosz ziemska. Pod zasłoną tej ufności diabeł wykrada jej z serca niskie rozumienie, jakie powinna mieć o samej sobie. Dlatego, jak mówiłam, zaczyna siebie wystawiać na niebezpieczeństwa, i choć w dobrej myśli i z czystej gorliwości, szafuje bez miary owocami swego ogrodu w tym przekonaniu, że o siebie nie musi się już obawiać. Nie czyni tego przez pychę. Dobrze to rozumie, że sama z siebie nic nie może, tylko ma wielką ufność w Bogu, ale czyni to bez należnej roztropności, nie pamiętając o tym, że ptaszynie jeszcze pierze nie porosło. Może wychylić się z gniazda, i Bóg sam ją z niego podnosi, ale jeszcze nie ma skrzydeł do latania, bo cnoty jej jeszcze nie są mocno ugruntowane i brak jej doświadczenia, aby umiała poznać się na niebezpieczeństwach i widziała, jaką szkodę jej wyrządza ufanie samej sobie.
15. I dla mnie ta zbytnia ufność w siebie była przyczyną ruiny. Bardzo, więc w tym stanie, jak w każdym innym potrzeba przewodnika i zasięgania rady osób duchownych. Ale i Pan w boskiej łaskawości swojej takiej duszy, którą już wyniósł do tego stanu, nie przestanie, mocno w to wierzę, obdarzać swymi łaskami i nie dopuści jej zginąć, chybaby ona całkiem Go opuściła. Jeśliby upadła, niech patrzy na miłość Pana Jezusa, niech patrzy, aby nie dała się oszukać kusicielowi, który ją będzie namawiał do porzucenia modlitwy wewnętrznej, jak mnie oszukał pozorem tej fałszywej pokory, o czym choć już wyżej mówiłam, chciałabym po wiele razy to powtarzać. Niech ufa w dobroć Boga, która jest większa niż wszystkie złości, jakich możemy się dopuścić, bo nie pamiętając o niewdzięczności naszej, skoro tylko my uznawszy swoją winę, pragniemy wrócić do łaski i przyjaźni Jego. Nie pamiętając też o łaskach, które nam dawał, aby nas karał za złe ich użycie, ale raczej łaski te skłaniają Go do tym szybszego odpuszczenia nam jako dawnym swoim domownikom, którzy jak mówi się pospolicie, jedli chleb ze stołu Jego. Niech pamięta ta dusza o Jego słowach, niech się przypatrzy temu miłosierdziu, jakie okazał nade mną, której prędzej sprzykrzyło się obrażać Go, niż Jego łaskawości sprzykrzyło się odpuszczać mi. Nigdy ręka Jego nie ustaje w dawaniu, nigdy nie mogą się wyczerpać zdroje miłosierdzia Jego! Nie ustawajmy i my w przyjmowaniu Jego darów. Niech będzie błogosławiony na wieki, amen, i niech Go chwali całe Jego stworzenie.